Perły z lamusa – GTA Vice City

0
195
Rate this post

Jakiś czas temu, kiedy użytkownicy urządzeń mobilnych otrzymali możliwość zapoznania się z fantastycznym klimatem wiecznie słonecznego Vice City, pomyślałem: to dobrze, być może dzięki temu więcej osób sięgnie po tę znakomitą grę. Skłoniło mnie to jednak, by za pomocą PlayStation Network ściągnąć Vice City również na dysk swojej konsoli. Był to jeden z najmilszych come backów do gier młodości, jakie przeżyłem.

A próbowałem wielokrotnie – w starciu z upływającym czasem przegrywały już takie postacie, jak Lara Croft, John Cooper czy Tobias Rieper. Każda z nich kilka lat temu dała mi wiele wspaniałych chwil i wspominam je bardzo ciepło, jednak w moim odczuciu nie przetrwały próby czasu. Najbliżej sukcesu – tj. ponownego ukończenia gry – byłem w przypadku Desperados, ale w pewnym momencie znużenie dało o sobie znać i straciłem jakąkolwiek motywację do ratowania kolejnych członków swojego zespołu. Natomiast pierwsze odsłony serii Tomb Raider i Hitman były na tyle nieprzystosowane technologicznie do naszych czasów, że dzisiaj napisy końcowe ujrzeć mogą tylko najbardziej hardokorowi gracze, którzy jednocześnie są szalenie sentymentalni.

Takich zastrzeżeń nie miałem grając w Vice City. Wszystko jest tam skonstruowane na tyle przemyślnie, że nie razi graczy przyzwyczajonych do dzisiejszych standardów. Rzecz jasna nie mówię tu o grafice – po oprawie widać upływ czasu, ale trudno żeby było inaczej, w końcu gra została wydana w roku 2002; dla branży to niemal dwie epoki temu. Niemniej uśmiech wciąż gościł na mojej twarzy gdy widziałem falującą koszulę Tommiego podczas przejażdżki motorem brzegiem Ocean Beach. Kiedy jeszcze dodatkowo w radiu udawało mi się trafić na Philla Collinsa i jego nieśmiertelny kawałek ‘In the air tonight’ wrażenie przeniesienia się na plażę w Miami było niemal namacalne – tak dziesięć lat temu, jak i wczoraj.

Fabuła nadająca ton poczynaniom głównego bohatera wciąż jest na topie. Co prawda historii o gangsterze próbującym spłacić swój dług naliczyć się możemy setki – jeśli nie tysiące – to możliwość uczestniczenia w nich bezpośrednio sprawiało, że do gry chce się wracać i wracać. Ci z Was, którzy odwiedzali Vice City będąc jeszcze w podstawówce czy gimnazjum mogli – tak jak ja – nie zauważyć wielu miejsc, w których Rockstar puszcza do gracza oko. Dopiero teraz dotarło do mnie, że przecież willa Tommiego na Starfish Island to niemal kopia budynku, w którym barykadował się słynny Tommy Montana. Myślicie, że zbieżność imion jest przypadkowa? Nic z tych rzeczy! Osoby pracujące nad grą ‘Człowiekiem z blizną’ zafascynowane były na tyle, że nawiązywały doń w wielu miejscach. Takich niespodzianek w grze jest bez liku, a najważniejsze w tym wszystkim jest to, że każdy znajdzie inne – w zależności od tego, który obszar popkultury jest mu znany najlepiej.

Czy potraficie sobie przypomnieć, co urzekło Was najbardziej, kiedy graliście w Vice City po raz pierwszy, krótko po premierze? Dla mnie, oprócz genialnego wręcz zestawu muzycznego była to absolutna maestria pod względem konstrukcji silnika gry – ekrany ładowania właściwie nie istniały, a jak na tamte czasy Vice City imponowało zróżnicowaniem oraz wielkością dostępnego obszaru. Fakt, że poruszać mogliśmy się morzem, lądem i powietrzem (aeroplan!) tylko potęgował wrażenie ogromu świata.

Vice City było też pierwszą grą tej kultowej serii, w której dostawaliśmy bohatera z historią. O ile GTA III było przełomowe, tak trudno uciec od wrażenia, że Rockstar nieco zaniedbał warstwę fabularną. Prowadzenie bezimiennej postaci przez szereg nie do końca powiązanych ze sobą misji sprawiało, że ukończenie gry nie sprawiało takiej frajdy, jaką mogło. Tymczasem w VC mieliśmy wszystko – zdradę jednego z najlepszych kumpli, szalonego przeciwnika oraz postać, którą osobiście pamiętam najlepiej i cieszę się, że wracała w kolejnych odsłonach – mowa oczywiście o Kenie Rosenbergu. Szkoda tylko, że osoby, które zdążyły już złożyć przedpremierowe zamówienie PlayStation 4 nie będą mogłby wybrać się do słonecznego Miami – inna od poprzedniczki architektura sprawia, że gier poprzedniej generacji nie będzie można na nowej konsoli uruchomić. Ale to wciąż niezły argument, by przemyśleć zakup wciąż miłościwie panującej nam PS3.

PS. Ilu z Was miało zaszczyt ubrać się w t-shirt, który dla wielu był Świętym Graalem?