Metro: Last Light – recenzja

0
148
Rate this post

Recenzję tą piszę z pozycji fana zarówno twórczości Glukhoskiego, Diakowa czy innych autorów książek z Uniwersum Metra, jak i samej gry Metro 2033, także będzie ona wyjątkowo mocno subiektywna.

Trzy lata po wydaniu Metro 2033 ponownie wracamy do brudnych i wilgotnych tuneli, tym razem zasiadając przy grze Metro: Last Light. Dla tych, którzy nie zaznali Metra 2033, zapraszam do przeczytania recenzji pierwszej części.

Gry z serii Metro 2033 nie są pozycją dla wszystkich. Głównym i najważniejszym elementem tych produkcji jest klimat*. Jeśli postnuklearna Moskwa, a raczej jej metro nie przypadają Ci do gustu, nie ma sensu byś odpalał Metro Last Light. Klimat w tej grze jest niepowtarzalny, kiedy wejdziesz w ciemnoy tunel, możesz mieć pewność, już nigdy takiej atmosfery nie poczujesz. Uciekające przed bohaterem (ponownie Artemem) szczury, dźwięki uderzanego metalu o rury, czy lekki szmer wody, płynącej gdzieś w bocznym tunelu, wprowadzają olbrzymią nastrojowość tej produkcji już od pierwszych minut spędzonych pod ziemią. Przemierzając ludzkie osady, podsłuchując rozmowy, zatracamy się w postapokalitptycznym świecie analizując dogłębnie każdy zakamarek tego, do czego doprowadziła nuklearna katastrofa.

Drugim co do ważności elementem Last Light jest fabuła. Mamy tutaj do czynienia z świetną, porywającą historią, która popycha nas do syndromu „następnego checkpointa”. Nie chcąc spojlerować scenariusza, powiem tylko, że wchodząc w buty Artema, przyjdzie nam walczyć w szeregach Zakonu i bronić schronu D6, przed chcącymi przejąć go zarówno komunistami jak i nazistami, chociaż w międzyczasie dowiadujemy się o niezwykłej sytuacji, zaistniałej w Ogrodzie Botanicznym, który zniszczyliśmy w poprzedniej produkcji.

Druga odsłona do wciąż klasyczny FPS, jednak tym razem jeszcze większy nacisk mamy położony na skradanie. Zdecydowanie częściej będziemy eliminować po cichu przeciwników, gdyż Ci są inteligentni i umiejętnie starają się nam przeszkodzić w naszej misji ( szczególnie w trybie Stalker ** ). Częściej będziemy mieli też okazję wyjść na powierzchnię, która oszałamia nas swoim wyglądem – zdewastowana Moskwa wygląda jak arcydzieło postapokaliptycznej sztuki projektowania:). Zniszczone miasto poza tym, że prezentuje się wyśmienicie, jest tak samo niebezpieczne – wędrowanie po nim, powoduje delikatne dreszcze, gdyż czujemy, że za każdym rogiem, w każdym domu, czy za każdym samochodem czeka na nas śmiertelne niebezpieczeństwo. Dzięki wykorzystaniu kilku patentów ze współczesnych shooterów, możemy podziwiać jeszcze bardziej widowiskową akcję.

Kolejny raz dostajemy świętną oprawę audiowizualną. Dźwięki ponownie wciągają nas w ciemność metra, a grafika, używająca autorskiego slinika wygląda obłędnie i jeszcze bardziej buduje klimat gry. Warto dodać, że druga częśc nie powiela błędów jedynki i tym razem dostaliśmy w pełni zoptymalizowany produkt, dzięki czemu nawet na starszym sprzęcie można odpalić tytuł.

Dla fanów Metra 2033 jak i całego Uniwersum Metra – pozycja obowiązkowa. Dla reszty graczy? Zdecydowanie polecam spróbować, a nóż i Ciebie wciągnie historia Artema i moskiewskiego metra.

*Dla klimatu polecam włączenie rosyjskiego dubbingu i trybu stalker.

**Tryb Stalker sprawia, że gra jest jeszcze bardziej hardcorowa, gdzie każdy otrzymany pocisk naprawdę boli, a każdy wystrzelony jest skrupulatnie przez gracza liczony, by nagle w trakcie jednej wymiany ognia, nie stracić całych zasobów.