The Inner World – recenzja

0
97
Rate this post

Kilka dni temu w moje ręce wpadł The Inner World. Wtedy o samej grze nie wiedziałem wiele, nie był to jednak specjalny problem, gdyż gra świetnie już na samym początku wprowadza nas w swój klimat.

Akcja The Inner World została umieszczona na niezwykłej planecie, zbudowanej wyłącznie z gleby, w której wnętrzu znajduje się kulista kraina, którą mieszkańcy zwykli nazywać Asposią. Asposię w powietrze zaopatrują trzy fontanny wiatrowe, które jednak z czasem tłoczą coraz mniej powietrza, co dla mieszkańców nie wróży dobrze. Bez wiatru nie ma światła, a bez światła nie ma ciepła. W tych ciężkich czasach Asposian zaczęły nawiedzać dziwne stworzenia,bogowie wiatru ,których wzrok zamieniał żywe istoty w kamień. Jedynym ratunkiem w tych ciężkich czasach był Conroy, który poświęcił swoje życie, by poprowadzić ludzi przez ciemność i chłód, w nadziei że kiedyś wiatr powróci do ich pięknej krainy.

Szybko poznajemy też Roberta, młodego ucznia, który często obserwował Conroya gdy ten przemawiał do ludu. Robert całe swoje życie spędził zamknięty w pałacu, a Conroy traktował go jak syna, to sprawiło że znał on świat tylko z tej perspektywy. Jak się za chwilę okazuje Asposia wcale nie jest taka piękna jak zna ją Robert. Wpada on bowiem do rury na śmieci i ląduje w ciemnej i śmierdzącej uliczce.

W tym momencie wreszcie dostajemy kontrolę nad poczynaniami naszego małego bohatera, a naszym zadaniem jest odzyskać to co gołąb skradł naszemu nauczycielowi. W tym też momencie wychodzi prawdziwa natura The Inner World, czyli świetne zagadki, świetne postacie oraz świetny pomysł twórców na to żeby nie zanudzić gracza już na wstępie.

Gra składa się z pięciu rozdziałów w każdym odwiedzamy inną lokację, oraz inne postacie. Plus dla twórców, bo każda postać jest inna, ma inny charakter, a co ważne nie są to „puste” postacie, które mają tylko wypełnić przestrzeń. No może poza kilkoma strażnikami, którzy nie wykazują się specjalną inteligencją. Większość postaci została przedstawiona bardzo humorystycznie, często sprzecznie z naszymi wyobrażeniami, jak np. Mnich marnujący swoje życie w barze, Barmanka, która z męża zamienionego w kamień zrobiła stojak na płaszcze, czy naukowcy, którzy nie wykazują żadnego zaangażowania w swoje badania. Dobrze jest rozmawiać ze wszystkimi, bo możemy dowiedzieć się ciekawych rzeczy, które często mają związek z fabułą. Przez większą część gry naszą sojuszniczką będzie Laura, kobieta, którą na początku ścigamy, jednak później, kiedy wyjdzie na jaw prawdziwa natura Conroya, pomaga nam uciec, a później co rusz służy nam pomocą.

Zagadki – tutaj gra stoi wg mnie na bardzo wysokim poziomie, nie chodzi mi tu oczywiście o ich poziom merytoryczny, bo te głównie polegają na eksplorowaniu danej lokacji, czy łączeniu przedmiotów w inne, ale właśnie te dwie rzeczy tutaj zostały świetnie przemyślane. Pomijając zbieranie, bo w zasadzie powinniśmy zbierać wszystko co tylko rzuci się nam w oczy, naprawdę wiele zabawy dało mi craftowanie przedmiotów, z tych które już posiadałem, bo nieraz wydawało się że przecież to niedorzeczne np. łączyć robaka z patykiem tworząc z niego procę. Zabawny jest już sam sposób pozyskania robaka, który jest szybki, żeby złapać go ręką – musimy go wpierw upić. To tylko jedna z nielicznych zagadek, gdzie nie powinniśmy w naszych poczynaniach szukać sensu, ale przecież o to chyba chodzi żeby się od czasu do czasu robić coś nowego, co w realnym świecie nie ma prawa bytu. Na początku nieco zaskoczył mnie poziom zagadek, gdy po pierwszej, wymagającej nie więcej niż kilka minut (wliczając w to oczywiście mój wybuch śmiechu, gdy zobaczyłem jak upijamy robaka) przyszedł czas na już dość trudną, a na pierwszy rzut oka praktycznie nierozwiązywalną zagadkę. Na szczęście nawet w takich momentach na pomoc przychodzą nam dość trafne wskazówki, które znajdują się w menu na górnym panelu, mamy tam spis zadań, a po kliknięciu w to, które nas interesuje pokazują się wskazówki, te oczywiście są jak wcześniej pisałem trafne, oraz można je podzielić na kilka „stopni” najpierw dostajemy dość ogólne informacje, jeśli dalej nie za bardzo wiemy co robić klikamy w ikonę czerwonej żarówki otrzymując coraz więcej szczegółów, aż do momentu, kiedy gra powie nam wprost co musimy zrobić.

Oprawa graficzna, czy dźwiękowa może w naszych czasach już specjalnie nie zachwycać, wygląda jak film rysunkowy z lat mojej młodości. Osobiście uważam to za zaletę, ponieważ w ten sposób nie odwraca naszej uwagi od świetnie opowiedzianej historii, czy doskonale wykreowanych postaci. Porównując wszystkie cechy The Inner World wydało mi się grą świetnie wyważoną, mam tutaj na myśli to że żadna z tych cech (grafika, dźwięk, fabuła i inne) nie wyróżnia się na tle pozostałych, a w pewien sposób je dopełnia. Wszelkie niedoskonałości, o ile ktoś zauważy, tłumaczył będę tym za grę odpowiada studio Fizbin – złożone z trzech gości. Ja uważam że odwalili kawał dobrej roboty.

Podsumowując, mimo że gra sprawia wrażenie klikanki dla dzieci, z pewnością dla dzieci nie jest. Humor w niej zawarty czasem wymaga od gracza pewnego rodzaju dojrzałości, a także dość dobrej znajomości języka angielskiego. Niemniej jednak żeby czerpać z gry przyjemność wystarczy nam pobieżna znajomość języka, a liczy się przede wszystkim miłość do łamigłówek.