Podziwiam ministra Boniego. Ten człowiek z fatalnej, wręcz beznadziejnej sytuacji potrafi wyjść w taki sposób, że ostatecznie wina leży po stronie każdego, tylko nie jego. Tak było z ACTA, tak samo teraz będzie z aferą dotyczącą crowdfundingu.
Serwisy takie jak Kickstarter to woda na młyn dla niezależnych twórców, ale przede wszystkim dla graczy. To właśnie ci najbardziej zainteresowani, czyli użytkownicy decydują, czy gra nie tylko w ogóle powstanie, ale także jaki będzie jej ostateczny kształt. Odpada problem braku wydawcy, pieniędzy na kosztowną kampanię marketingową, a nawet samo tłoczenie płyt, skoro wszystko odbywa się drogą elektroniczną. Sam jakiś czas temu wyrażałem wątpliwość w sukces tych kilku tytułów, które „chcą być pierwszoligowe, ale nie do końca mają jak” – jednak dla produkcji typu remake Carmageddona Kickstarter jest swoistym Edenem.
Z takiej okazji nie mógł nie skorzystać nasz wizjonerski minister ds. cyfryzacji. Proponowane brzmienie punktu 1. ustawy o zbiórkach publicznych wygląda tak:
Art. 1. Wszelkie publiczne zbieranie ofiar w środkach pieniężnych lub naturze na pewien z góry określony cel wymaga uprzedniego pozwolenia władzy.
Co oznacza ni mniej, ni więcej, tylko kolejny idiotyczny przepis, dzięki któremu wolny przepływ gotówki zostanie zahamowany przez urzędników. Komu internetowe dotacje na cokolwiek legalnego – serwery, produkcję gier, kratę piwa przeszkadzały – nie wiem. Ze swojej strony mogę tylko poprosić pana ministra (i pana premiera również), żeby swoje genialne, postępowe pomysły realizowali jak najdalej od Internetu. GTFO.