SSX na PS3

0
216
Rate this post

Od czasów starej, kultowej i znanej wszystkim konsolowym graczom serii Cool Boarders jakoś nie mogłem się przemóc, żeby z zapałem grać w kolejne gry dotyczące tematyki jazdy na snowboardzie (z SSX włącznie). Nie mniej jednak, gdy w moje ręce trafiła najświeższa odsłona tej serii, postanowiłem spróbować.

Już na samym początku tej recenzji poczynię założenie, które będzie towarzyszyło nam, aż do samego końca. Najnowszy SSX jest bowiem totalnym snowboard-owym wariactwem, w najlepszym tego slowa znaczeniu. Zanim jednak przejdę do grafiki, gry walności, dźwięku itp., wspomnę o czymś, co moim zdaniem dobrze owe „wariactwo” oddaje.  Otóż wszystkie góry, po których mamy przyjemność szusować w SSX są rzeczywiste. P Twórcy do ich odwzorowania- z tego co wiem- wykorzystali satelitarny obraz terenu (uwaga)…z NASA! Czyż to nie jest obłędne?! Przy tej okazji muszę wspomnieć, że posiadacze PS3 zostali znacznie bardziej rozpieszczeni, niż gracze posiadający konsolę od Microsoft. Jeśli bowiem gramy na PS3 otrzymujemy dodatkowe mapy.

 

Odwzorowana zgodnie z realiami jest rzecz jasna sama „rzeźba” gór, bo już poręcze, helikoptery i różnego rodzaju infrastruktura di tricków oraz jej umiejscowienie, to tylko i wyłącznie wyobraźnia twórców gry.

Przejdźmy jednak do samego sedna gry, czyli konieczności zmierzenia się z 9 najbardziej śmiertelnymi górami. Samo to brzmi, jak szaleństwo, prawda? Jeśli dodać do tego jeszcze możliwość wykorzystania (w ramach wyposażenia) takich bajerów jak: „wing suit, solar-heating suit, butla z tlenem, czy też toporek do lodu, otrzymujemy obraz gry, w której postawiona na oddanie uczucia maksymalnego ekstremum pod każdym względem. Potwierdza to także fakt, że jeśli nie ukończymy danej trasy przed upływem czasu nasza postać najzwyczajniej zamarza!

 

Co do samej rozgrywki, to tricki robi się jeszcze łatwiej i jeszcze przyjemniej niż kiedykolwiek przedtem! Łączenie poszczególnych akrobacji w Comba nabija nam punkty, a także miernik Comba, którego wypełnienie powoduje uaktywnienie się paska triku. Jeśli uda nam się i ten nabić do końca, to dostajemy możliwość zrobienia supertrików!.

Tak, jak już wspomniałem, wszelkiego rodzaju snowboard-owe ewolucje wykonuje się dość prosto. Natomiast jeśli jednak coś pójdzie nie tak, oddano do dyspozycji graczy możliwość cofania czasu. Jest jednak haczyk- podczas, gdy my czas cofamy, przeciwnicy ciągle prą przed siebie do mety. „Zmiana czasowa” ich po prostu nie dotyczy.

Graficznie SSX prezentuje się bardzo, bardzo dobrze. Co prawda wszystko dzieje się tak szybko, ze czasem nie zdążymy nawet zwrócić większej uwagi na niedociągnięcia, ale to nic, ponieważ na ekranie dzieje się dużo.

Muzycznie do SSX nie ma się za co przyczepić. Utwory będące tłem naszych wyczynów na desce dobrane są tak, żeby nas podświadomie napędzać. Jeśli jednak komuś nie pasuje play lista twórców gry, to ma także możliwość odtwarzania własnej muzy. To też jest duży plus! Dźwięki trików, zetknięć deski ze śniegiem czy też powierzchniami raili są odwzorowane także bardzo dobrze.

SSX oferuje także możliwość gry przez Internet, jednak ja osobiście wolałem się zatapiać w tą pozycję offline. Gra dała mi zresztą tyle przyjemności i doznań z pogranicza konsolowego ekstremum, że nawet nie w Glowie byłoby mi myślenie o graniu w sieci, gdyby nie wymóg recenzji.

SSX to ekstremalna gra o sporcie ekstremalnym, więc w podsumowaniu zostaje mi tylko napisać: WYMIATA!!!!!!!!!!!! Nie wiem tak naprawdę, jak mam do tej grry odnieść składową oceny zwaną „Interakcja”, ale za to, co SSX zrobił ze mną należy mu się max w interakcji.