The Unstoppable Gorg – recenzja

0
95
Rate this post

Nastały dziwne czasy. Ciekawe, owszem, ale ponieważ historia lubi się powtarzać – nieprzerwanie atakuje nas moda na powielanie tych samych pomysłów. Rezygnujemy z nich dopiero wtedy, gdy zaczną nam się nudzić . I tak jest teraz z falą zombie, wizjami apokalipsy i tasiemcowymi serialami (które w założeniu powinny mieć 2-3 sezony, nie 8-10) zza wielkiej wody. Co gorsza, wszystkie te elementy w kinematografii i grach wideo są ze sobą mieszane. Powstaje zatem produkt, który się sprzeda, ale który jednocześnie nie wniesie nowej jakości do świata rozrywki.

Odrobinę inaczej jest z TUG. Twórcy, czyli studio Futuremark, złączyli w całość sprawdzone pomysły , ale lekko je zmodyfikowali. I tak powstało Unstoppable Gorg, gra typu tower defense, w której musimy bronić się przed inwazją obcych. Tak, zielonych kosmitów (ok, fioletowi też są)! Trend co prawda lekko przestarzały, a formuła ryzykowna, bowiem mało kogo kosmici wciąż potrafią bawić, a tower defense nie nużyć. Z tytułową rasą Gorg nie jest jednak tak źle, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać.

 

Fabuła nie jest zbyt skomplikowana. Przedstawia losy dzielnych i mądrych Amerykanów, którzy odkryli w latach 50. XX wieku tajemniczą planetę „X”, dryfującą w kosmosie tuż za Neptunem. Co prawda, dziś wiemy, że za Plutonem są jeszcze dwie małe planety, a za Neptunem już 60 lat temu widziano wyłącznie Plutona, jednak nie czepiajmy się nieścisłości fabuły. Ona ma przede wszystkim bawić. I trzeba przyznać, że całkiem nieźle się jej to udaje! Otóż, na pierwszą ekspedycję na nowoodkrytą planetę wysłano żonę głównego bohatera, kapitana Adamsa. Oczywiście kosmici ją porwali i obwieścili nam, Ziemianom, że są gotowi na inwazję. Bez chwili wahania ruszamy więc na odsiecz zielonym brzydalom, starając się odzyskać ukochaną. Najciekawsze w tej niespójnej historii (raz bronimy asteroidy, innym razem stacji badawczej, czasem Ziemi – a przecież mieliśmy atakować!), są przerywniki filmowe, które wyglądają kubek w kubek jak materiały telewizyjne z lat 50. XX wieku. Są to więc czarno-białe, dramatyczne reportaże z budzącymi politowanie efektami specjalnymi i pompatyczną (jak w całej grze) muzyką. Dlatego, że filmiki są stylizowane na lata pięćdziesiąte, wyglądają i brzmią zabawnie, przywołując na myśl raczej filmy klasy „B” niż poważną, wciągającą historię o obronie ludzkości.

Ale w grach typu tower defense kwintesencją jest przecież rozgrywka, najlepiej oryginalna, przemyślana i nienudna. Ta, z którą mamy do czynienia, po części taka jest. Standardowo, przed wyborem każdej misji wybieramy arsenał, którym będziemy się bronić. Są to m.in.: stacje badawcze (rozwijające naszą technologię), baterie słoneczne (przynoszące pieniądze) i oczywiście działka strzelnicze, plazmowe czy rakiety samonaprowadzające. Oczywiście po zaakceptowaniu broni nie będziemy mogli jej już wymienić podczas misji, tylko ew. ulepszać, naprawiać lub sprzedawać, gdy przyjdzie taka konieczność. Każda z 21 misji wątku fabularnego rozgrywa się w kole – tzn. w środku jest obiekt, który musimy utrzymać przy życiu do końca rozgrywki, a dookoła niego są wyznaczone orbity, na których możemy (w kilku miejscach) stawiać swoje wieżyczki i – tu najważniejsza innowacja – obracać! Nie tylko zresztą możemy, ale nawet musimy to robić, bowiem ścieżki wędrówki wrogich pojazdów kosmicznych pojawiają się z każdej strony , dlatego nie ma czasu na nudę. Należy dobrze przemyśleć, gdzie postawić daną wieżyczkę (np. te o największym zasięgu najlepiej jest umieszczać na środkowych orbitach), stację badawczą (zalecane: najbliżej broniącego obiektu) – i wszystkim tym nieustannie obracać tak, aby jak najskuteczniej ostrzelać flotę przeciwnika. Dzięki temu Unstoppable Gorg nie okazuje się kolejnym żmudnym tower defense, lecz całkiem dynamicznym i – z biegiem czasu – coraz trudniejszym wyzwaniem dla szarych komórek i dłoni.

 

Musimy więc, standardowo, obronić obiekt, który znajduje się w centrum zainteresowania kosmitów, umiejętnie stawiać wieżyczki obronne i obracać orbitami tak, żeby szybko i skutecznie eliminować pojazdy wroga. Każda sekunda, szczególnie przy ostatnich falach, jest cenna, ponieważ chwila nieuwagi może zakończyć się niepowodzeniem całej misji. Arsenał wroga jest niekiedy imponujący i zabawny, np. małe, ale diabelnie szybkie robaki-gąsienice; są także drobne i ogromne statki kosmiczne, są także kijanki z dużymi mózgami na wierzchu i… tak, szalonej pomysłowości na pewno studiu Futuremark nie można odmówić. Smaczku całej „poważnej” atmosferze dodaje, jak już wcześniej wspomniałem, muzyka. Jest tak dynamiczna i pompatyczna, że ciężko choć raz nie uśmiechnąć się z powodu całej otoczki audiowizualnej. Grafika również spełnia swoje zadanie – jest przystępna, niekiedy efektowna, choć animacje w tego typu grach nie są specjalnie skomplikowane, nawet podczas intensywnego ostrzału wroga.Nie ma się jednak czego wstydzić – animacje są płynne, tła powtarzające się (to w końcu kosmos), ale ładne, a modele obiektów dosyć szczegółowe.

W głównym trybie Historii (Story) mamy 21 misji, które skradną z naszego życiorysu kilka godzin. Na deser pozostaje tryb Wyzwań (Challenges) i Arcade. Wyzwania to szereg misji, w których pewne elementy są inne niż w standardowych misjach – np. brak możliwości obrotu kilkoma orbitami – przez co stają się trudniejsze, niekiedy wymagają kilkukrotnego przechodzenia metodą prób i błędów. Ostatni tryb – Arcade – to po prostu niekończąca się fala atakujących nas kosmitów, gdzie bez przerwy możemy pobijać własne rekordy. Dlatego na długość rozgrywki nie można narzekać, ale z drugiej strony… kto będzie grał tak długo w Unstoppable Gorg?

To pytanie nurtowało mnie od samego początku. Nie jestem wielbicielem tower defense, choć sensownie zrealizowane, z ciekawymi pomysłami trafiają do moich bibliotek gier (zwykle jednak na tablecie). I Unstoppable Gorg rzeczywiście ma coś, co odróżnia tę grę od pozostałych z tego gatunku. Na pewno jest to pomysł z orbitami i poczucie humoru twórców (może nie zawsze do końca zamierzone, ale udane).Największą bolączką jest jednak rozgrywka, która powinna być trzonem gry. Mnie znudziła, jeszcze zanim dotarłem do połowy, co nie najlepiej świadczy o jej grywalności. Ponadto amatorzy bronienia swoich dóbr mogą być sfrustrowani poziomem trudności (na szczęście można go dowolnie zmieniać), który całkiem szybko zbliża się do niebezpiecznej granicy: lubienia gry i jej nienawidzenia. Z drugiej strony miłośnicy gatunku będą w siódmym niebie. Z tego względu obcej rasie wystawiam stosunkowo średnią ocenę, bo średnio dobrze się przy Unstoppable Gorg bawiłem. Jeśli jednak lubicie gry typu tower defense, spokojnie możecie dodać jeszcze 2 oczka do oceny końcowej, zwłaszcza że w cyfrowej dystrybucji (np. na Steamie) gra kosztuje 10 euro, co wydaje się rozsądną ceną za kilkanaście godzin rozgrywki.