The Legend of Korra – recenzja

0
250
Rate this post

Czy macie czasami tak, że zasiadacie do gry uznawanej za typowego średniaka i…przepadacie na kilka godzin, świetnie się przy tym bawiąc? Mi zdarza się to wyjątkowo często. Nie inaczej było w przypadku The Legend of Korra, czyli growej adaptacji popularnego serialu animowanego, opowiadającego o losach tytułowej Korry. Chociaż produkcja ta pełna jest błędów, a i sporo spraw technicznych w niej kuleje, to bawiłem się przednio! Tym razem zacznijmy jednak nietypowo, bo od narzekania i marudzenia.

Pierwszą słabą strony nowej produkcji od studia Platinum Games jest historia i sposób jej przedstawienia. Akcję gry umieszczono pomiędzy 2 i 3 sezonem serialu i opowiada ona o potyczce z Hundunem, dawnym przeciwnikiem Awatara. Już teraz brzmi banalnie, prawda? Uwierzcie mi, z czasem wcale nie robi się lepiej. Na samym początku tracimy nasze moce, kolejno je odzyskujemy, aż do finałowej walki ze sprawcą całego zamieszania. Ogółem, cała fabuła jest wypełniona kliszami, przewidywalna i nudna. Po prostu. Twórcy poskąpili też postaci, które mogłyby zapaść w pamięć. Poza Korrą i naczelnym złym nie spotykamy praktycznie nikogo, nie licząc kilkusekundowych wstawek. Sytuację nieco ratuje fakt, że ilość banałów sprawia, że nawet osoby, które do tej pory nie miały do czynienia z animacją będą w stanie dość szybko pojąć o co w grze chodzi. Oczywiście, pasjonaci serialu łatwiej się tu odnajdą i wyniosą z tej produkcji znacznie więcej.

Graficznie nie jest lepiej. Ba – jest naprawdę słabo. Testowałem Legend of Korra na PlayStation 4 i niejednokrotnie miałem wrażenie, że gram nawet nie na PS3, a wysłużonym PS2. Najgorzej wypada otoczenie – budynki są kanciaste, tektury rozmyte, a w każdej lokacji brakuje detali. Najbardziej widać to w jednej z pierwszych misji w mieście, gdzie na ulicach nie widać żywej duszy, poza pojawiającymi się „z powietrza” oponentami. Przeciwnicy…cóż…w grze jest ich zaledwie kilka typów i różnią się głównie kolorem kostiumu, brakuje też większych i bardziej wymagających niemiluchów. Właściwie, to tylko jedno, finałowe starcie można zakwalifikować jako typowy „boss fight”. Same modele postaci wykonane są poprawnie, ale bez żadnych fajerwerków – nie oszałamiają ilością detali. Miło, że zastosowano cel-shading, bo nie tylko sprawia to, że gra jest bliższa pierwowzorowi, ale również maskuje pewne niedoskonałości. Na uwagę i oklaski zasługują jednak animacje. Te wykonane są pierwszorzędnie i od razu widać, że developerzy zapoznali się z serialem. Walka wygląda fantastycznie i po pewnym czasie przestałem zwracać uwagę na niezbyt estetyczną grafikę.

Jeśli chodzi o udźwiękowienie, to fani serialu będą zadowoleni – słyszymy tutaj aktorów z animacji, a podczas gry przygrywają utwory, które brzmią jak żywcem wyjęte z ekranów telewizorów. Momentami zawodzi jednak lip syncing, co jest dość dziwne, bo przy animowanych cut-scenkach można było to znacznie lepiej dopasować…

Elementy opisywane przeze mnie do tej pory były w najlepszym wypadku średnie, ale dochodzimy do tej części gry, która naprawdę przypadła mi do gustu, czyli do walki. Twórcy z Platinum Games po raz kolejny dowodzą, że przy tworzeniu dynamicznych slasherów i bijatyk nie mają sobie równych. Wspominałem już, że animacje ciosów są płynne, ale grę trzeba zobaczyć w akcji, żeby zobaczyć co mam na myśli. Kontrolując Korrę czuć, że sterujemy postacią dysponująca ogromnymi umiejętnościami, zwłaszcza po odblokowaniu kolejnych żywiołów. Oczywiście, sterowanie jest maksymalnie uproszczone i do starć wykorzystujemy na dobrą sprawę 4 przyciski (atak, silny atak, blok, unik), ale i tak możemy wykonywać widowiskowe kombosy. Świetnie wypada też płynna zmiana żywiołów – każdy z nich ma inne zastosowanie i przyda się w określonej sytuacji. Do tego dochodzi wskaźnik energii duchowej, wzrastający przy zadawaniu obrażeń i dodatkowo zwiększający naszą siłę oraz tryb Awatara, w którym jesteśmy uosobieniem niszczycielskiej siły żywiołów i stajemy się praktycznie niezniszczalni. Jeśli chodzi o starcia, to mam tylko jedno zastrzeżenie – mogłyby być one nieco bardziej zróżnicowane. Typów przeciwników, jak już wspominałem jest mało, a jedynym urozmaiceniem jest końcowa potyczka. Mimo tego, ten aspekt gry wypada bardzo pozytywnie.

Oczywiście, czymże byłaby współczesna gra bez rozwoju głównego herosa, czy też heroiny. Naszą bohaterkę możemy ulepszać na kilka sposobów – zdobywając kolejne poziomy żywiołów, a także kupując nowe kombinacje ciosów i amulety, dodające nam określone właściwości, a przy okazji…nieźle rujnujące grę, spokojnie można przyrównać je do cheatów, ale o tym napiszę nieco później, przy okazji akapitu traktującego o poziomie trudności.

Drobną odskocznią od walki są etapy, w których kierujemy Nagą – wierną towarzyszką Korry, a jednocześnie przedstawicielką dziwnej rasy, będącej połączeniem psa z niedźwiedziem. Dosiadając naszego zwierzaka będziemy przemierzać pewne lokacje, pędząc przed siebie i omijając przeszkody. Wypada to całkiem fajnie, sprawia nieco frajdy i pozwala ochłonąć po szaleńczym mashowaniu przycisków.

Poza tym, w Legend of Korra pojawia się również Pro Bending, czyli dyscyplina sportowa znana fanom serialu. Reguły przypominają połączenie boksu, piłki ręcznej i zapasów – naszym celem jest wypchnięcie przeciwnego zespołu na jak najdalszą część areny lub zrzucenie go z niej. Mecze rozegramy bodajże dwukrotnie przy przechodzeniu kampanii, a oprócz tego tryb ten pojawia się osobno w głównym menu. Ciekawe urozmaicenie, chociaż mnie osobiście nie porwało.

Gry Platinum Games słyną z wygórowanego poziomu trudności, ale to co zaprezentowano w te pozycji jest wyjątkowo kuriozalne. Gra momentami jest banalna na „normalu”, by nagle stać się diabelnie wymagającą. Startując grę na poziomie Extreme spodziewałem się ogromnego wyzwania, założyłem trzy amulety, kupione po pierwszym ukończeniu fabuły i… przeleciałbym przez całą historyjkę w 2 godziny, gdyby nie jeden, niezmiernie frustrujący moment. Niestety, odniosłem wrażenie, że trudności tej gry kompletnie nie udało się wyważyć. Albo jest zbyt prosto, albo zbyt trudno – nie ma niczego pomiędzy.

The Legend of Korra to gra skrajnie nierówna. Wygląda słabo, brzmi średnio, fabularnie leży i kwiczy, ale…sprawia masę frajdy. Z tego też powodu postanowiłem wystawić jej notę, która może wydawać się nieco zawyżona biorąc pod uwagę oceny za poszczególne elementy. Uznałem jednak, że w grach tego typu najistotniejszym elementem jest właśnie grywalność, która w tym przypadku stoi na wysokim poziomie.