Jakieś trzy miesiące temu spełniłem jedno ze swoich krótkoterminowych marzeń, które chodziło za mną już dłuższą chwilę, ale jakoś zawsze szkoda mi było i czasu, i pieniędzy by je zrealizować. Skończyłem jednak studia, jeszcze poważniej się wziąłem za pracę i blogowanie, i stwierdziłem, że ‘coś w końcu od życia mi się do cholery należy’.
Już wcześniej pozbyłem się swojego laptopa, który o ile był super fajny i dość wydajny w grach, to także był super ciężki i zastąpiłem go ultrabookiem Samsunga. Mądre posunięcie, przynajmniej bark mnie nie boli jak noszę torbę z komputerem. Grać jednak na tym nie da się za nic w świecie, Hearthstone Blizzarda to raczej jego maksymalne możliwości.
Wysupłałem więc trochę drobnych z zaskórniaka, poprzedziłem to kilkutygodniowym researchem i zakupiłem pierwszy w życiu prawdziwie game’ingowy komputer. Taki z prawdziwego zdarzenia – 8 podkręcanych rdzeni, 16GB RAM, 3GB karta grafiki, 2TB dysku i inne cuda wianki, które zamykają się w wielkiej, głośnej (14 radiatorów…), ale też totalnie odjechanej obudowie.
Podjarany wszystko podłączyłem, zainstalowałem, ogarnąłem by było mi jak najwygodniej i… stanąłem przed dylematem pokroju tych najgorszych: nie mam w co grać. Zupełnie. Dla sprawdzenia jego możliwości zainstalowałem Wiedźmina 2, śmiga idealnie, ale ile można przechodzić to samo? Sprawdziłem BioShocka Infinite, Borderlands i parę innych pozycji, ale żadna nie wciągnęła mnie na dłużej niż kilka godzin luźnej rozgrywki. Jakoś tak… czegoś mi w każdej z gier brakowało, choć graficznie czy scenariuszowo są one przecież bardzo, bardzo dobre.
I zdałem sobie w końcu sprawę z jednej, dość oczywistej rzeczy – tęsknię za starymi grami, które przyciągały mnie do komputera na długie godziny. Nie były tak ładne, tak dopracowane, ale miały tą grywalność, którą trudno znaleźć w dzisiejszych produkcjach.
Jest parę produkcji, za którymi tęsknię szczególnie. Niektóre doczekały się kolejnych, ale już nie tak dobrych części, inne są już zupełnie zapomniane. Do każdej z poniższych nich jednak chciałby kiedyś jeszcze wrócić:
Pandemonium
Pierwsza gra jaką odpaliłem na swoim pierwszym komputerze – miałem wtedy 8 lat. Może stąd wziął się mój sentyment do tej prostej platformówki, jednej z pierwszych wykonanej w technologii 3D. Niby nie było w niej nic nadzwyczajnego – skakanie po wielkich arbuzach (wtf?!), unikanie przeszkód i niebezpieczeństw, przejście z punktu A do B nic nadzwyczajnego. Ale w tamtych czasach powalała grywalnością, grafiką, postaciami i po prostu pomysłem. Przy niej po raz pierwszy dostałem bure od rodziców, czemu tak długo siedzę przy komputerze.
Neverwinter Nights
Pierwszy RPG z prawdziwego zdarzenia, który wpadł w moje ręce. Ale czy ja wam muszę przedstawiać tę produkcję? Ta gra zrewolucjonizowała sposób postrzegania gier typu cRPG, wprowadziła mnóstwo usprawnień w rozgrywkach turowych (np. aktywna pauza) i zwyczajnie, dzięki fabule, wciągała jak mało która gra wcześniej. Kolejne zarwane noce się przypominają.
Homeworld
Science Fiction jako gatunek nigdy mnie nie pociągał. Wyjątkiem potwierdzającym tą regułę jest jedynie Star Wars, ale trzeba być wyjątkowym ignorantem, by nie lubić epizodów od IV do VI (o I – III się nie wypowiem). Jednakże ani gry, ani książki, ani inne filmy (Star Trec, Odyseja kosmiczna itd.) osadzone w kosmicznych uniwersach nie sprawiały mi przyjemności.
Poza jedną grą – pozycją genialną, dopracowaną, piękną i niesłychanie wręcz trudną: Homeworld. Pierwszy tydzień próbowałem zrozumieć system rozgrywki, o się z czym je i czemu tak cholernie trudno w tej grze się steruje, nie mówiąc o dobieraniu strategii. Potem wsiąknąłem na długie tygodnie, póki gry nie skończyłem. Homeworld 2 jest niemalże równie dobre i łatwe do zdobycia, więc grajcie póki jest trochę wolnego czasu.
Soul Reaver
Klasyka z pierwszego Playstation. Grafika, historia o zemście, ciekawa postać, szybka akcja – wszystko zasługuje na to, by ta gra została ponownie wydana na next-geny. Ale i tak najlepszy był trailer gry. Jak go oglądam to bolą mnie plecy (obejrzycie to będziecie wiedzieli o co chodzi)
Commandos
Strategia czasu rzeczywistego, które na zupełnie nowy poziom wzniosła dynamikę rozgrywki. Skradanie się , używanie unikalnych umiejętności poszczególnych żołnierzy, kombinowanie jak przejść, by pozostać niezauważonym, albo by odwrócić uwagę przeciwników – to był majstersztyk. A klimat misji przypominał mi jedną z ulubionych książek, Działa Navarony, więc jak mogło mi się to nie podobać?
Black & White
Być bogiem? Dobrym, czy złym? Pozwalać żyć, czy sprowadzać kataklizmy? Dawać obfite plony czy wieczną suszę?
Ta gra dawała tak ogromne możliwości i była tak niesamowicie nowatorska, że do tej pory trzymam ją na półce. Nie było wcześniej, ani później, gry, która dawałaby możliwość kreacji i władania w tak ciekawy pomysł. Przy aktualnej technologii, rozwiniętej sztucznej inteligencji i silnikach graficznych ta gra mogłaby być majstersztykiem na skalę światową.
Need for Speed: Porsche
Grałem we wszystkie NFS’y od 1998r. Każdy po kolei, oprócz ostatniego ‘Crew’. Undergroundy, Hot Pursuit i oczywiście Most Wanted to pozycje, które na stałe zapisały się w kanonie gier wyścigowych, które mimo swojego typowo arcade’owego charakteru, pokazały zupełnie nową jakość.
Ale co z tego, skoro i tak najlepszą pozycją z całej serii było wydane w 2000 roku Porsche? Odwzorowanie detali każdego z tych samochodów było niespotykane jak na tamte lata, tak samo jak dobór dźwięków silnika – każdy model miał nagrany rzeczywisty dźwięk, jak wydobywa się z wydechu wyprodukowanych modeli, włącznie z tymi najstarszymi samochodami. Jak do tego dodamy możliwość ustawienia kamery z wnętrza samochodu (także idealnie odwzorowane były kokpity) oraz możliwość indywidualnych ustawień samochodu, to otrzymywaliśmy produkt, który o lata wyprzedził konkurencję, jak i kolejne NFS’y.
A Wy – jakie macie gry, które chcielibyście przywrócić do życia? Bo ja te wyżej chciałbym zobaczyć i zgrać w nie raz jeszcze – niezmienionej jeśli chodzi o system gry, jedynie z nowocześniejszą grafiką. Bo żadne gry wcześniej, ani tym bardziej później, nie sprawiały mi takiej frajdy.
No, oprócz World of Warcraft. Wróciłem po raz trzeci i znowu gram jak opętany. I nawet nie chcę nic na to poradzić.