Wiedźmin 3: Dziki Gon – recenzja

0
126
Rate this post

Minął prawie miesiąc od premiery i ponad tydzień od ukończenia przeze mnie gry, więc najwyższa pora napisać kilka(-naście, -dziesiąt, -set) zdań. Na wstępie potwierdzę zapewnienia CD Projekt o długości rozgrywki – przejście gry zajęło mi niecałe 158 godzin, nie zrobiłem wszystkich zadań pobocznych, nie odblokowałem wszystkich „znaków zapytania” na mapie. Grałem też wolno – czytałem opisy questów, postaci, książki i pisma znajdowane w grze, na początku dość często ginąłem, głównie przez problemy ze sterowaniem (o czym będzie później), sporo też grałem w Gwinta (aczkolwiek nie skompletowałem wszystkich kart). Uważajcie też, gdyż świat faktycznie jest ogromny, a zginąć można nie tylko w walce.

Śmiechy na bok, zacznijmy od minusów trzeciej odsłony przygód Geralta. Ekwipunek: ocena niedostateczna. Nie wyciągnięte absolutnie żadne wnioski z pierwszej (gdzie do wersji rozszerzonej było tragicznie) oraz drugiej części (gdzie było jako-tako). Nie można tak olać tematu w tytule, w którym zbiera się ABSOLUTNIE wszystko, bo absolutnie wszystko może się przydać, nie tylko składniki do alchemii, mieczy czy zbroi – nawet śmieci czy przedmioty domowego użytku można u handlarzy przekształcać na przydatne komponenty. Owszem, jest rozbicie na kategorie i automatyczne sortowanie po naciśnięciu jednego przycisku. Tylko że jak napisałem przed chwilą – lootu jest multum i pomaga to w niewielkim stopniu. Przydałaby się wyszukiwarka (jak chociażby w WoWie), która podświetlałaby kieszenie/szukane przedmioty albo po prostu jakiś lepszy interfejs czy kategoryzowanie. Przy okazji sortowania – utrudnia ono wręcz korzystanie z mikstur. Sloty szybkiego użytku są tylko dwa, więc przed co trudniejszymi walkami, moje akcje wyglądały następująco – otworzyć ekwipunek, użyć oleju na miecz najeżdżając po kolei na każdy, bo różnią się tylko kolorami, więc jak ktoś nie pamięta, że ten przeciw wampirom jest (strzelam) zielony (a mamy np. trzy inne zielone), to musi trochę polatać kursorem. Po tym przewijam kieszeń na dół, bo mikstury sortują się za książkami i innymi pergaminami (których jest dużo) i powtarzam schemat z olejami, przy czym tu mam nieco prościej, bo flaszki do mikstur różnią się kolorami i kształtem, więc po piątym razie, wiedziałem jak wygląda np. Grom. Zamykam ekwipunek i walczę. Działanie wspomnianego Gromu trwa bodaj minutę, niektóre walki są dłuższe, więc czasami trzeba było wszystko powtarzać… No makabra. Jeszcze myszką w miarę szybko można się przez to wszystko przebić, ale na padzie sobie tego nie wyobrażam.

Mapowanie klawiszy na klawiaturze. Taki trochę policzek dla PCtowców. „Nieno, każdy przecież używa WSADa, a poszczególne panele interfejsu można przypisać na stałe bez możliwości zmiany. Gra i tak jest zoptymalizowana pod pada, więc jest spoko.” Otóż kurwa nie każdy gra WSADem. Ile się przez pierwsze godziny namęczyłem i nakląłem, to moje. Walka w moim wykonaniu wyglądała tak, jakby przed ekranem był pijany pięciolatek, który grając, jednocześnie zjeżdża z górki na deskorolce. Na szczęście po kilku dniach wszedł patch, który to naprawił (ale paneli interfejsu nadal nie można zmieniać). Niemniej nie mogę tego przemilczeć.

Glitche, kolizje, niedopracowane animacje i inne przenikanie tekstur. To jest dla mnie najmniejszy mankament, bo w ogóle nie wpływa na rozgrywkę. Nie pamiętam też, żebym natknął się na tego typu błędy podczas jakiejś ważnej fabularnej sceny czy w momencie dramatycznym, co mogłoby popsuć ich odbiór. Jest tych bugów jednak na tyle dużo, że nie można ich całkowicie zignorować.

Na koniec słynny już downgrade, który wg CDPRed downgradem nie był 🙂 Szkoda trochę, że jednak konsole (next gen my ass) mają taki wpływ i to pod nie trzeba przycinać gry. Z drugiej strony grafika jest na tyle dobra, że mi to ostatecznie zwisa.

Tyle złego, teraz sam miód.

Wiedźmin 3, tak jak i poprzednie części, fabułą stoi. Absolutne mistrzostwo jeśli chodzi o historię i jej prowadzenie w otwartym świecie. Genialne zadania poboczne, które nie ograniczają się do „przynieś, podaj, pozamiataj”. Często kryje się za nimi jakaś historia, którą można poskładać w całość ze znalezionych pism czy rozmawiając z ludźmi. Czasami zaczynamy od czegoś błahego żeby po pół godzinie się okazało, że skala jest o wiele większa i mamy jakieś trudne decyzje do podjęcia. Polowanie na potwory w niektórych przypadkach również łączy się w jakiś sposób z krainą i ludźmi w niej żyjącymi. Trzeba coś wytropić, poprowadzić śledztwo, porozmawiać, rozejrzeć się. Od czasu do czasu jesteśmy też ścięci z nóg i nie możemy wyjść z podziwu jak to jest dobrze napisane i rozegrane (quest „Ostatnie życzenie”). Linia fabularna z Krwawym Baronem (którą zachwyca się chyba każdy) to bodaj jedna z najlepszych historii (jeśli nie najlepsza), którą dane nam było zobaczyć w komputerowym RPGu. Klimat książek zachowany w 100%, charakter każdej postaci także zgadza się niemal co do joty, a tam gdzie brakuje pierwowzoru albo postać dojrzała przez te kilka lat, też nie ma się do czego przyczepić. Zaryzykuję stwierdzenie, że cała wiedźmińska seria to najbardziej spójne i najrówniejsze fabularnie gry jakie kiedykolwiek powstały. W dodatku czasami ocierają się o geniusz. Może przesadzam, ale jest to co najmniej ścisła czołówka. Zdarzają się też fragmenty, które odbiera się bardzo emocjonalnie, nie tylko te, w których podejmujemy decyzje czy widzimy ich skutek. Oceńcie sami:

Okazji do pośmiania się też jest sporo. Zbalansowanie poważnych i luźniejszych zadań, rozmów i scen jest bardzo w porządku, w żadnym momencie nie odczułem przegięcia w jedną czy drugą stronę.

Jak zwykle mamy też kilka mini-gier. O ile wyścigi konne warto robić jak najszybciej dla lepszych siodeł i bardziej pojemnych juków, walki na pięści to bardziej przerywnik niż coś, co wnosi jakąś konkretną wartość, tak Gwint po prostu rządzi. Karcianka ma proste, czytelne zasady, wciąga niesamowicie i natychmiast wyzwala syndrom „złap je wszystkie” (karty). Wypuszczanie jej w takiej postaci jako osobny tytuł, czego domagają się niektórzy fani, mija się z celem, bo balans jest za słaby. Nacisk na silne karty jest zbyt duży, co powoduje, że tylko do pewnego stopnia możemy starać się przechytrzyć przeciwnika. Natomiast jako gra w grze sprawdza się rewelacyjnie.

Grafika jest znakomita. Projekty postaci świetne, potworów może trochę mniej. „Malarskość” krajobrazów powala. Co kilka kroków można się zatrzymać i podziwiać widoki, okazji do screenshotów jest mnóstwo (zwłaszcza przy wschodach i zachodach słońca). Walić downgrade i biadolących malkontentów.

Muzyka to mistrzostwo. Zdecydowanie najlepszy soundtrack w trylogii, zaproszenie zespołu Percival i wykorzystanie ich utworów było strzałem w dziesiątkę. Dźwięki i melodie zostaną ze mną na bardzo długo. Polska wersja dubbingu jak zwykle „nie gryzie w uszy”, aktorzy wywiązali się bardzo dobrze. Tylko trochę za dużo Dariusza Odiji w głosach tła 🙂

Walka w końcu wygląda tak, jak powinna. Już w „dwójce” było nieźle, brakowało tylko responsywności i możliwości przerwania zbyt długiej animacji niektórych ataków. Jedyną wadą jest dla mnie wspomniana już zbyt mała ilość quick slotów na mikstury. Dwa to zdecydowanie za mało, coś z przedziału 3-5 byłoby optymalne. Walcząc z danym potworem trzeba pamiętać/przeczytać na co jest wrażliwy i dopasować strategię potyczki. Od czasu do czasu mamy też duże, epickie starcia, w których nie brakuje dramaturgii. Trzeba tutaj jeszcze wspomnieć o Ciri, którą kierujemy i walczymy w wybranych momentach. Jest to dobra odskocznia od Geralta, nie tylko ze względu na zmianę perspektywy, z jakiej śledzimy historię. „Jaskółka” jest bardzo potężnym wojownikiem i tę potęgę czuć praktycznie od razu. Aczkolwiek jej animacja biegu mi też wydała się trochę nie-teges.

Rozwój postaci w porządku. W pierwszym przejściu jak zwykle pakowałem zdecydowaną większość w walkę mieczem. Po odblokowaniu nowych ciosów w stylu szybkim i silnym można się poczuć jak prawdziwy mistrz fechtunku.

Podsumowując, „Wiedźmin 3: Dziki Gon” to oczywiście najlepsza część serii. Na każdym kroku widać serce, duszę, krew, pot i łzy jakie twórcy włożyli w to dzieło. To nie jest kolejny „erpeg w otwartym świecie”, nie jest to też może coś totalnie przełomowego (a może właśnie jest?), ale na pewno jest to gra wybitna. Jeśli ta forma rozrywki cokolwiek znaczy(ła) w Waszym życiu, to w trzecią odsłonę historii Geralta (najlepiej w dwie poprzednie też) po prostu musicie zagrać. Kilka rzeczy zrobiono źle (ekwipunek), na niektóre zabrakło pewnie czasu (downgrade), ale reszta nadrabia to z bardzo dużym zapasem. Książki o Białym Wilku przeczytałem przed Tolkienem, to było coś, co niejako ukształtowało mój gust do fantasy, z czym dorastałem. Gry to wspaniałe przedłużenie i kontynuacja. Bardzo chciałbym dać dychę, ale silę się na jakieś szczątki obiektywizmu i daję 9,5/10. Jestem też w stanie zrozumieć okrągłą „dziewiątkę”, ale cokolwiek poniżej lub niedocenienie fabuły, oprawy graficznej i muzycznej, to po prostu herezja. Wiedźmin 3, gra od polskiego developera, przejdzie do historii.