Close Combat: Utah Beach

0
446
Rate this post

Close Combat: Utah Beach

Zapewne każdy szanujący się, wąsaty strateg słyszał o „Close Combat”, rewelacyjnej serii gier wojennych osadzonych w realiach II wojenki światowej. Jej trzecia część do dziś uważana jest za jeden z najlepszych programów w historii, a ilość internetowych stron mu poświęconych przechodzi w dziesiątki (co w tym gatunku raczej się nie zdarza).
Poprzedni odcinek cyklu, zatytułowany „Close Combat: Battle Of The Bulge”, do udanych nie należał. Atomic Games spieprzył takie sprawy jak znaczenie piechoty na polu bitwy czy wrodzona inteligencja czołgistów. Momentami raziła grafika, a pomysł z grupami bojowymi, w zapowiedziach wyglądający cudownie, okazał się być zdradzieckim niewypałem. Pełen niepewności sięgnąłem więc po zapowiedzi kolejnej, piątej części cyklu. I co? Ano, okazało się, że znów wszystko brzmi pięknie, autorzy prześcigają się w przechwałkach, a zdjęcia upiększają blady ekran monitora, ale… wyjść z tego może wszystko. Zarówno potworek, jak i pięknie wyglądający motyl, który przywróci podupadającą modę na komputerowe strategie.
„Close Combat: Utah Beach” po raz piąty przeniesie nas w skąpany ogniem czołgów teren, do świata wielkiej wojny naszych dziadków (a że mamy przemianę pokoleniową, to dla niektórych są to już pradziadkowie). Mamy rok 1944 i trwa właśnie inwazja w Normandii. Plaża Utah stanowi bardzo istotny punkt strategiczny i zdobycie jej jest konieczne dla powodzenia całej akcji. Nie należy się więc dziwić, że zadanie to zostanie powierzone właśnie nam – świeżo upieczonym generałom spod Bulge.
Piąta część serii będzie bezpośrednią kontynuatorką czwartej – w pewnym sensie stanowić ma jej ulepszoną wersje. Po prostu programiści z Atomic Games zlikwidują jej największe wady, dodadzą troszkę kolorowych bajerów i zmienią scenariusze. Najbardziej istotną różnicą ma być zwiększenie kontroli nad grupami bojowymi. Teraz będą one co najmniej tak dobre, jak w zapowiedziach części czwartej. Ponadto pojawią się znacznie bardziej skomplikowane pola bitewne oraz większa ilość walk miejskich. Dotychczasowe starcia, w środowisku mocno zurbanizowanym, bardzo się graczom podobały; na zachodnich listach dyskusyjnych wręcz domagano się zwiększenia ich ilości. Cieszy więc, że Atomiści wsłuchali się w te głosy i dali nam to, czego chcieliśmy (może niezupełnie my…, ale „gracze” na pewno).
Grafika została nieznacznie ulepszona. Jest teraz bardziej przejrzysta, a zarazem szczegółowa. Jeżeli spojrzycie na screeny obok, zrozumiecie, że nie jest to kit. Co prawda Atomic Games nie dokonał tu żadnej rewolucji (i nie dziwota, to druga wojna światowa, a nie czasy Lenina bądź przednapoleońskie), jednak tu i ówdzie dodał parę pikseli, dzięki czemu program wciąż wygląda przyzwoicie. Dźwięk w „Close Combat: Utah Beach” nie będzie gorszy od tego w części czwartej. Część odgłosów nagrano od nowa, część poddano obróbce, zapowiadana jest też obsługa co nowszych kart dźwiękowych.
Podsumowując tą zapowiedź należy stwierdzić, iż gra zawierać będzie wszystkie atuty części czwartej przy jednoczesnym wyeliminowaniu jej wad. Czy przyczyni się to do wyniesienia bitwy o plażę Utah na piedestał strategów, nie wiem… Z odpowiedzą wstrzymam się do września.