Test Drive: Ferrari Racing Legends – recenzja

0
367
Rate this post

Któż z nas nie marzył czasem, żeby przejechać się piekielnie szybkim, najlepiej wściekle czerwonym Ferrari? O ile nowsze modele można kupić, jeśli ktoś trafi w totka lub urodzi się synem milionera, o tyle prawdziwe klasyki tej marki są przeważnie poza zasięgiem przeciętnego, nawet niezwykle bogatego śmiertelnika. Możliwość zasmakowania przyjemności z prowadzenia takiego cudeńka udostępniają nam ludzie z Slightly Mad Studios, znani przede wszystkim z dwóch części Need For Speed: Shift. Czy doświadczenie wyniesione z tamtych tytułów procentuje? Oto, mimo zawrotnych prędkości w niej występujących, nieco spóźniona recenzja Test Drive: Ferrari Racing Legends.

 

W grze wcielamy się w kierowcę testowego wspomnianej marki. W trybie kampanii ruszamy w podróż od samych początków Ferrari, aż do najnowszych modeli. Czyli dostajemy pracę marzeń, szkoda, że rzeczywistość nie jest aż tak piękna. W grze zaś cieszy różnorodność pojazdów, jest ich ponad pięćdziesiąt.

Model jazdy przypomina ten znany z Shifta. Zdecydowanie bardziej to zręcznościówka niż symulacja (ciężko symulacją nazwać tytuł, gdzie nie mamy choćby możliwości konfiguracji samochodu…), ale jest na tyle dobra, że sensownym staje się wyciągnięcie z szafy kierownicy. Zdarzają się sytuacje, w których samochód zachowuje się co najmniej dziwnie i niemal jak z kreskówki, ale są to sytuacje na tyle sporadyczne, że można na to przymknąć oko. Ogromnym minusem natomiast jest brak systemu uszkodzeń pojazdów. Bo ciężko uszkodzeniem nazwać porysowany lakier po spotkaniu trzeciego stopnia z bandą, przy prędkości 300 km/h. Może panowie z Ferrari nie życzyli sobie oglądać swoich dzieł w strzępach? Szkoda, bo przez to momentami gra sprawia wrażenie niskobudżetowej ścigałki sprzed kilku (a może -nastu?) lat. Mimo to, potrafi dać frajdę z jazdy. Najlepiej po przejściu na najwyższy poziom trudności, w którym próżno szukać optymalnego toru jazdy, wyświetlanego na asfalcie, czy wspomagaczy typu automatyczne hamowanie przy zakrętach. Szczególnie widoczna staje się wtedy różnica technologiczna między nowymi samochodami marki, a ich poprzednikami.

 

Skoro o trudności mowa… Nie kupujcie tej gry, jeśli łatwo się frustrujecie. Gra bywa po prostu uciążliwa i irytująca. Mam tu na myśli zadania w trybie kampanii, które – choć trywialne z opisu – potrafią sprowokować człowieka do rozpoczęcia dzieła destrukcji w najbliższym otoczeniu. Przykład? Ot, dostaję zadanie wyprzedzenia wszystkich samochodów w ciągu trzech okrążeń. Banalne, co może pójść nie tak? Pod koniec drugiego okrążenia zbliżam się już do aktualnego lidera, który jednak zajeżdża mi drogę. W efekcie zjeżdżam leciutko na pobocze, a misja kończy się niepowodzeniem, bo… opuściłem tor. Jeśli ktoś liczy wypowiedziane przeze mnie w życiu przekleństwa, to po tym zajściu stracił rachubę. Ktoś powie, że przecież zawsze można odpuścić wykonywanie zadań i spędzić czas w trybie Quick Race. Prawda, ale i w tym trybie nie zabawimy długo, jeśli nie pomęczymy się z kampanią. Ilość samochodów i tras będzie tak mała, że rozgrywka szybko się znudzi. Trzeba więc wrócić i znów się frustrować, odblokowując kolejne pojazdy i lokacje. A to, niestety, dość szybko może się przejeść.

Grafika stoi na przyzwoitym, choć nie porywającym poziomie. Modele samochodów i ich wnętrza są dopracowane, a tory i ich otoczenie, chociaż nie zachwycają, to na pewno też nie rażą. Przyczepić można się jednak do postaci kierowców – przypominają trochę kukiełki, albo manekiny używane w crash testach. Nie mam większych zastrzeżeń co do dźwięku, silniki brzmią autentycznie, w każdym samochodzie inaczej. Muzyka w menu bywa irytująca, jakby nieco z innej bajki.

Podsumowując – widząc pierwsze zapowiedzi tego tytułu spodziewałem się czegoś znacznie lepszego. Dzieło końcowe to produkcja co najwyżej przeciętna. Na pewno nie jest to gra na długie tygodnie. Polecić mogę ją właściwie tylko fanom marki Ferrari, chcącym wpuścić trochę historii na ekrany swoich pecetów. Reszta raczej długo przy tej grze nie zabawi. Naciągana piątka.