Brutal Legend to niszowa i bardzo nietypowa produkcja. I nie jest to recenzenckie gadanie gdyż gra wymyka się wszelkim konwenansom i klasycznym podziałom. Najkrócej mówiąc jest to tytuł, którym jego twórcy złożyli hołd heavy metalowej muzyce. Osobiście nie potrafię podać żadnego innego przykładu gry, która powstała głownie z myślą o słuchaniu muzyki i której warstwa dźwiękową jest nie tylko najmocniejszym, ale wręcz najważniejszym, w zamyśle twórców, aspektem.
Dodatkowo gra czerpie z dorobku slasherow, a także gatunku RTS, co nie przeszkodziło twórcom na umożliwienie graczowi rozbijania się samochodem (który de facto jest tu jedną z broni) fabularnie nawiązując wyraźnie do metalowych kapel, ich liderów, historii zespołów, a nawet okładek płyt. Nic tu nie jest przewidywalne ani tym bardziej jednoznaczne, nic też nie jest oczywiste poza muzyką lejącą się z głośników, a chodzi o 107 kawałków z repertuaru 75 kapel heavy metalowych. Utworów znakomitych, legendarnych, kultowych, dobranych nie przypadkiem przez fanów gatunku.
Fabuła jest nieco pokręcona i w sumie w pełni rozumiała dla miłośników ciężkiej muzyki. Nasz bohater Eddy budzi się po wypadku jaki miał miejsce podczas koncertu w świecie, który wygląda jak z okładek heavy metalowych płyt. Świecie jak się okazuje nie pozbawionym podziałów i konfliktów, które stanowią odzwierciedlenie głównych nurtów ciężkiego metalu. Wyboru wielkiego nie ma. Już na starcie zaatakowany przez kapłanów glamrocka rusza do boju o oczyszczenie gatunku z popowych plwocin, asystują mu w tym zbożnym dziele topór i gitara elektryczna, przy pomocy której potrafi wykańczać przeciwników na dystans.
Gra jest piękna graficznie. Pokazany świat urzeka. Główny bohater jest charakterną gadułą, z ogromnym poczuciem humoru, całość stanowi zaś znakomity pastisz całego gatunku muzycznego . O dźwięku można w nieskończoność – jest sam w sobie powodem, dla którego fani muzyki powinni zakupić grę. Zbiór utworów, który starczył by na przynajmniej 10 płyt mamy tu w cenie jednej gry, a są to jak wspomniałem utwory najlepsze. Świat otrzymany do dyspozycji jest tak rozległy, że nie do ogarnięcia bez samochodu, system rozgrywki zaś daje w sumie bardzo dużą swobodę jego eksploracji.
Walka z oponentami to osobny temat. Czegoś zrobionego z takim poczuciem humoru długo by szukać. Nasz bohater koncertuje, jego oponenci również. Walka toczy się o przyciągnięcie większej ilości fanów, których energia pozwala przy użyciu sceny koncertowej tworzyć własną armie i rzucić ją na konkurenta. Scenę, oczywiście, można w trakcie gry rozbudowywać, każdy zaś upgrate to kolejne mocniejsze jednostki do dyspozycji gracza. Najważniejszy jednak jest zawsze Eddy, jego topór oraz gitara, przy użyciu, których zazwyczaj sam musi w slashowy sposób rozwiązać najpoważniejsze problemy.
Największą wadą tytułu jest zdecydowanie za krotki czas rozgrywki, nudne i nienajlepiej rozwiązane misje poboczne oraz zbyt mała liczba punktów zapisu. W tej ostatniej kwestii twórcy naprawdę przesadzili i konieczność ciągłego powtarzania długich etapów gry może naprawdę doprowadzić do szału. Tytuł nadrabia niekonwencjonalnością, znakomita muzyką, rozległym i ciekawym światem, a przede wszystkim bardzo ciekawym bohaterem głównym i nieograniczona wyobraźnią twórców, którzy postanowili (podobnie zresztą jak Eddy) nie poddawać się modom i konwencjom, które wydawało by się skazują wszelkie tego typu produkcje na porażkę. Podobnie jak ich bohater wydali wiec wojnę schodzącemu na psy światu, której jednym z efektów jest właśnie Brutal Legend.
Pozycja obowiązkowa dla fanów heavy metalu.