Gra o tron to w zamyśle gra RPG, grywalna adaptacja sagi George’a R. R. Martina, na którą składa się siedem książek tworzących serię „Pieśń Lodu i Ognia”. Niestety adaptacją okazała się tylko w zamyśle, gdyż mimo udziału w produkcji autora sagi, ukazało się „coś” po kontakcie z czym bardzo długo wracałem do równowagi wałcząc o wyciszenie emocji i odzyskanie obiektywizmu. I nie jest to wcale pochwala tytułu, który bazując na świetnej literaturze i jej znakomitej ekranizacji, przez HBO, jest zwykłym naciąganiem graczy. Sytuacja nie jest bynajmniej nowa i dobrze znana fanom wielkich tytułów literatury przeniesionych na komputery. Co nieco wiedza o tym miłośnicy Harrego Pottera, Świata Dysku i wielu innych wielkich literacko pozycji, które w komputerowym wydaniu jeżą włosy na głowach wołających niebiosa o pomstę fanów.
Pierwszy kontakt z tytułem był przyzwoity. Niezłe intro, bardzo ciekawy system tworzenia postaci, w którym obok zalet wzmacniających bohatera w jakiego przyjdzie się nam wcielić trzeba wybrać równoważące postać wady. Potem wprowadzająca cutscenka – pościg za zbiegłym ze straży nocnej dezerterem, sprowadzenie go przed oblicze dowódcy i brutalna egzekucja wykonana na oczach rekrutów straży ku uświadomieniu im kilku aspektów służby. Jest klimatycznie, nieco mrocznie… Niestety tylko przez chwilę…
Chwile potem dostałem zlecenie. Wytropić członka straży, jak się właśnie okazało gwałciciela i mordcę. Krótkie szkolenie rekrutów, zbiórka drużyną i w drogę. Straszne było to, że po tym jak kierowany przez mnie bohater wydał polecenie zbiórki rekrutom za godzinę to prawie tyle czasu zajęło mi przedzieranie się przez różnego rodzaju filmiki, animacje i cutscenki. Co gorsza okazało się, iż w dalszych etapach gry jest bardzo podobnie. Oglądanie filmików to w Grze o Tron co najmniej 70% zabawy i praktycznie jedyna metoda w oparciu, o którą twórcy zdecydowali się budować klimat gry. Standardowa misja w Grze o Tron to dłuuuugie oglądanie filmików, przebieżka do miejsca gdzie możemy wykonać zlecone zadanie (obowiązkowo przerwana kilkoma krótszymi animacjami), szybka rozprawa z banalnym, pozbawionym inteligencji przeciwnikiem i kolejna długaśna scenka na zakończenie. Gra o Tron to w zasadzie w większości animowany film, którym twórcy usiłują przesłonić liczne mankamenty tytułu.
Podstawową wadą jest żałosna grafika. Tekstury byle jakie, modele postaci brzydkie, ulice miast, tętniących życiem w pierwowzorze literackim, bezludne. Mankament ten maskują wzmiankowane animacje stanowiące jedyny moment kiedy w grze dzieje się coś interesującego. Dźwięk, w trakcie zabawy, jest praktycznie niezauważalny, tyle chociaż dobrego że nie przeszkadza. Mechanika? Tę rozpatrywać trzeba w dwóch ujęciach ścigających się o miano najtragiczniejszych aspektów.
Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że Gra o Tron jest w aspekcie mechaniki żywcem wyjęta z muzeum i stosowanymi rozwiązaniami lokuje się jakieś dziesięć lat wstecz. Miłośnicy otwartego świata mogą od razu odpuścić sobie tytuł. Najbardziej otwarta rzeczą w Grze o Tron jest mapa z zaznaczonym na niej punktem, po kliknięciu którego gra nas łaskawie umieści tam gdzie życzyli sobie jej twórcy. Eksploracja? Niezobowiązujące spacery po miejskich ulicach? Nic z tych rzeczy. Nie wyjdziemy poza wydzielony nam obszar działania. Nie udamy się w kierunku innym niż nakazuje podjęta misja, nie wrócimy do lokacji, w której już byliśmy, o ile scenariusz głównego wątku nie przewiduje takiego powrotu. Twórcy tytułu brutalnie prowadzą za rękę nie pozwalając graczowi na jakiekolwiek indywidualne działanie. Jeśli komuś wydaje się, że „ongiś gry bywały lepsze” to Gra o Tron cofnie go daleko wstecz w rozwoju komputerowej rozrywki, uświadamiając jak wiele przez ostanie dekady udało się osiągnąć branży. Niestety nadal na rynku pozostają autorzy takich tytułów, którzy o tym dorobku najwyraźniej nie słyszeli.
Osobna sprawą jest mechanika walki, która ostatecznie pogrąża tytuł. Obserwowanie w Grze o Tron potyczki po prostu wywołuje fizyczny ból. Tylko najwytrwalsi masochiści odnajdą się w tym klimacie topornych animacji, przeciwników zachowujących się jak idioci, którzy nigdy nie słyszeli o taktyce, atak toporem odpierają łukiem, ostrzeliwani zbijają się w bezładną ciżbę i zawsze walczą do końca w pogardzie mając własne życie.
Gra o Tron to długaśna animacja. Ciągle nękające gracza filmiki maja w istocie zamaskować nędzną grafikę, tunelowość lokacji, ograniczenie swobody gracza na każdym kroku, tragiczny system walk i totalną nijakoś względem literackiego pierwowzoru, którego twórcy, mimo zapewnień, nie zamierzali odzwierciedlić. Paradoksem jest to, że mimo iż nękają gracza niemożebnie są jedynym pozytywem – jedynymi ciekawymi momentami w kontakcie z grą, choć bystrzejsi gracze szybko zauważą, iż nawet te robione są „na sztywno” i pokazane w nich postacie bardzo często są inaczej ubrane i uzbrojone w walce niż we wprowadzającej do niej cutscence.
Gra o Tron to zwykłe naciąganie ludzi na pieniądze. Tytuł dla nikogo, pełen błędów i niedoróbek maskowanych wszechobecną animacja stanowiącą większość gry. Miłośnicy RPG znajda dziś o wiele lepsze propozycje dla siebie i prawdę mówiąc pięć czy siedem lat temu również znaleźli by lepsze.
Omijać szerokim łukiem.