Recenzja: A Touch of Evil Hero Pack 1

0
93
Rate this post

Nie wiem jak w przypadku większości graczy, ale zauważyłam, że jeśli chodzi o przygodówki czy gry kooperacyjne, większość z moich znajomych ma swoje ulubione postaci, którymi potrafią przechodzić nawet po raz czwarty czy piąty ten sam scenariusz. Znacie to skądś? Ja w zasadzie zwykłam zachowywać się podobnie: i tym sposobem zawsze do „Ghostów” wybieram Czerwonego Taoistę, w „Descencie” – maga, a w „A Touch of Evil”… No właśnie. W tej ostatniej długo nie potrafiłam się zdecydować na jednego bohatera. A przecież to właśnie klimat filmu przygodowego (i poniekąd wczucie się w fabułę) w przypadku tej planszówki stanowi 50% frajdy.

Jako wieloletniemu fanowi RPG w zasadzie nie robi mi różnicy czy wcielam się w rolę męską czy żeńską, ale w „A Touch of Evil” uparłam się, żeby zagrać kobietą. Niestety, podstawowa wersja gry, chociaż posiadająca trzy bohaterki, jakoś nie trafiła w mój gust w tym zakresie i naprawdę nie było z czego wybierać:

Kandydatka numer 1: Katarina to postać, delikatnie mówiąc, „przepakowana”, która moim zdaniem rozbija balans rozgrywki, nie wspominając już o tym, że wygląda jak aktorka z kostiumowego filmu dla dorosłych. A i nawet na to mogłabym przymknąć oko, gdyby nie jej irracjonalne statystyki w porównaniu z pozostałymi postaciami. Jeśli komuś nie przeszkadza rola drużynowego munchkina, niech wybiera Katarine i się nie krępuje. Może irytować resztę graczy do woli.

Kandydatka numer 2: Isabella Von Took ze swoją dwupunktową wytrzymałością większość gry spędzała na próbie zmartwychwstania. Okazjonalnie udawało się jej zdobyć jakąś kartę ekwipunku, ale to tylko pod warunkiem, że reszta drużyny stawała na głowach, żeby zająć potwory walką. Ja rozumiem, że jako szlachciance Isabelli nie wypada się przemęczać, ale jednak coś mogłaby tam zrobić…

Wreszcie, kandydatka numer 3: Anne Marie posiada poważne ograniczenie w kwestii broni – wolno jej używać tylko pistoletów. Dla równowagi jednak odznacza się dobrą wytrzymałością, wysokim honorem i silnych duchem, ale Pani Nauczycielka jakoś nie zachwyciła mnie szczególnie. Nie wiem. Może mam zbyt wiele wspólnego z edukacyjną branżą i jestem zwyczajnie uprzedzona.

Oto już całe zestawienie. Jak widzicie: nie ma tych pań tak dużo. Niechęcona i znudzona kolejne partie „A Touch of Evil” przechodziłam zatem przypadkowymi postaciami, aż pewnego dnia zainteresowałam się wreszcie dodatkami i wtedy zobaczyłam JĄ: Lucy Hanbrook. Cóż, jak tu nie polubić swojej imienniczki? Kiedy zaś bonusowym antagonistą w rozszerzeniu okazał się nie kto inny jak Nekromanta (a wszyscy bliscy wiedzą, że mam słabość do bladych magów w czarnych szatach i armii nieumarłych), wiedziałam już, że „A Touch of Evil Hero Pack 1” będzie stanowić element mojej kolekcji.

Zawartość pudełka i Nowe Zasady

(Figurki w grze nie są domyślnie pomalowane)

Nim jednak przejdę do refleksji, zacznijmy od zajrzenia pod wieczko. Małe, solidne pudełko, jak w przypadku podstawki, posiada przegródki do przechowywania elementów w plastikowej wkładcę i chociaż nie jest wypełnione po brzegi, to skrywa kilka interesujących dodatków. Niestety, ja w zasadzie swoje pudełko z miejsca wrzuciłam do szafy z nieużywanymi gratami, bo całość rozszerzenia zmieściła się bez problemu w pudle podstawki, na co więc trzymać je osobno?

W środku do dyspozycji gracza oddano czterech nowych bohaterów: wspominaną wcześniej – Lucy Hanbrook, która dotychczas występowała jedynie w roli NPCa, wynalazcę Harlowa Morgana – zbierającego punkty Invastigation na początku każdej tury, niewidomą podróżniczkę Adrianne – nastawioną wyraźnie na bezkompromisową walkę z potworami i Szkarłatnego Cienia – ekstremalnie honorowego (ma aż 6 punktów!) rozbójnika. Karta każdej z nowych postaci została wydrukowana na równie solidnej, grubej i lakierowanej tekturze, zaś dla odróżnienia ich od zestawu bohaterów podstawowych – wybrało ciemno zielone tło na zdjęciach.

Coś wspomniałam o dodatkowym Złym? Jest nim Nekromanta, który korzysta z zestawienia sługusów Wampira, ale posiada też kilka oryginalnych i wrednych umiejętności specjalnych. Przede wszystkim przyzywa ożywieńców, zamienia Starszych Shadowbrook w zombie i jeszcze w walce dostaje pełne obrażenia tylko od tych bohaterów, których Duch albo Spryt wynoszą 8 albo więcej. Przyznaję, że zaprezentował się bardzo klimatycznie i wniósł do Shadowbrook powiew świeżości… albo raczej trupi odór, ale wiecie co mam na myśli.

Zestaw zawiera także 10 nowych kart: 6 Wydarzeń i po 1 z Lokacji Narożnych miasteczka Shadowbrook. Karty te dodajemy bez żadnych bonusowych zasad do naszych talii podstawowych. A oto ich spis:
• Runiczny Amulet (z The Old Woods) – pozwala używać do pojedynków wartości Ducha zamiast Walki.
• Fiolka trucizny (z Windmill) – wymaga zdania testu honoru 5+ i pozwala zdobyć przy sukcesie 3 żetony Investigation. Przy porażce należy wybrać Sojusznika albo Starszego, który zostanie otruty… i zginie.
• Narzędzia wiedzy (z Abandoned Keep), analogicznie do runicznego amuletu, pozwalają używać do pojedynków wartości Sprytu zamiast Walki.
• Śledzący obraz (z the Manor) – po zdanym teście honoru 6+ pozwala podejrzeć sekret Starszego Wioski lub, w przypadku porażki, dodaje po jednym sekrecie lordowi i lady Hanbrook.

Karty Wydarzeń, chociaż w liczbie 6, są tak naprawdę powtórzone, mamy więc tylko 3 nowe rodzaje:
• Współpraca drużynowa – pozwalająca zdobyć +2 kości walki za każdego bohatera na tym samym obszarze w czasie pojedynczego ataku albo umożliwia zapobiec 3 obrażeniom bohaterów lub Starszych Miasteczka.
• Atak duchowy – pozwala bohaterowi dodać wartość Ducha do Walki na potrzeby jednej rudny ataku.
• Taktyczne uderzenie – pozwala bohaterowi dodać wartość Sprytu do Walki na potrzeby jednej rudny ataku.

Dodatek ten w zasadzie należałoby nazwać mini-rozszerzeniem i zmienia on nam tylko jedną zasadę gry: od teraz jeśli wylosujemy Kartę Sprzymierzeńca (z Narożnych Kart Lokacji) reprezentowanych przez pełnoprawnych bohaterów z aktualnej rozgrywki (np. Lucy Hanbrook), karta ta jest usuwa z gry, Lucy „teleportuje się” do gracza, który wylosował kartę (uznajemy, że ją w jakiś sposób wezwał/spotkał) i otrzymuje on Żetony Dochodzenia w liczbie 2k6. Zasada ta dotyczy również Lucy, która może odkryć… samą siebie i zwiększyć tym samym zasoby swojej wiedzy. (Cokolwiek mieli na myśli twórcy…).

Podsumowanie

Nekromanta to zdecydowanie mój ulubiony Wielki Zły (i nie chodzi o to, że kocham zombie czy truposzczaki!). Doskonale wpisuje się w klimat Shadowbrook. Ma też bardzo ciekawe umiejętności specjalne. Nasza grupka graczy szczerze polubiła też bohaterów z dodatku. Trzech na stałe zagościło na stole i stali się wybawcami Shadowbrook w przynajmniej kilku różnych partiach. Mają bowiem nie tylko fajne zdolności, ale przede wszystkim nadrabiają oryginalnością. Szkarłatny Cień jako żywo zaczął nam przypominać niesławnego rozbójnika z trzeciego sezonu „Czarnej Żmii” z Rowanem Atkinsonem (Nawet pomimo różnicy płci). Nie dało się też przez to nie rpegować jego awersji do wiewiórek… Co zaś się tyczy Lucy, znalazłam wreszcie swoją ulubioną postać! Może z wytrzymałością u niej tak samo kiepsko, jak w przypadku Isabelli, ale jej zdolność do regeneracji jednego obrażenia co rundę (prześmiewczo nazywana przez nas „wilkołczą”), rekompensuje wszystkie wady.

Niestety, „A Touch of Evil: Hero Pack 1” to dodatek stosunkowo drogi, przy bardzo małej ilości elementów. Jeśli więc wahacie się czy warto użyć go do rozbudowani podstawki, muszę przyznać, że wyjąwszy fanów Lucy i Szkarłatnego Cienia, możecie poczuć się szczerze rozczarowani. Dla mnie jednak zakup okazał się strzałem w dziesiątkę i pozwolił naprawić kilka braków, które odczuwałam w oryginalnej wersji gry.

Plusy:
+ Klimatyczni i silni bohaterowie;
+ Nekromanta to zdecydowanie najlepszy Zły;
+ To samo solidne wykonanie.

Minusy:
– Wysoka cena, a elementów mało;
– Dalej paskudna oprawa wizualna;
– Nekromanta nie ma własnej tablicy sługusów i podwędził ją od Wampira (ale ten chyba się nie obraził, więc dalej są najlepszymi nieumarłymi przyjaciółmi!).