Kolekcjonerską naturę człowieka wykorzystać bardzo łatwo – chcemy otaczać się przedmiotami unikatowymi, szczególnie w czasach, kiedy produkcja masowa dóbr wszelakich to norma. Edycje kolekcjonerskie gier co prawda nie wpisują się w naszą tezę, niemniej pozwalają czuć pewną namiastkę wyjątkowości, związaną z gadżetami, które dołączane są do płyty z grą. Czasami jednak wydawcy nieco popuszczą wodzy wyobraźni – wtedy też okazuje się, że edycje specjalne potrafią wzbudzić kontrowersje, niepohamowane pożądanie (lub śmiech) czy też grymas zazdrości skierowany w stronę tych, których na nie stać.

 

Call of Juarez: Więzy krwi – zaczynamy od kontrowersji, niestety rodem z tabloidu. Produkcja polskiego studia Techland, w wersji kolekcjonerskiej, zawierała między innymi zapalniczkę naftową oraz piersiówkę, a zatem nieodłączne elementy, które znajdowały się na wyposażeniu każdego mieszkańca Dzikiego Zachodu. Nie przeszkodziło to jednak pewnym środowiskom zarzucić wydawcom propagowanie palenia tytoniu i spożywania alkoholu wśród graczy, a zatem – dzieci (taki skrót myślowy). Nikogo rzecz jasna nie obchodziło, że gra miała ograniczenia PEGI +18.

Dragon Age: Origins – dziś taka sytuacja to norma, niemniej ponad 4 lata temu, kiedy gra dopiero wchodziła do sprzedaży, spore kontrowersje wzbudził pomysł jej wydawców – studia Electronic Arts – by zaimplementowane w grze DLC odblokować tylko osobom, które zamówią edycję specjalną. Dla reszty, włączając w to osoby, które w grę zaopatrzyły się na rynku wtórnym, DLC dostępne było za dodatkową opłatą ($15).

Call of Duty: Modern Warfare 2 – mają rozmach, powiedział kiedyś Siara w pewnym kultowym, polskim filmie. My dziś moglibyśmy się tą frazą posłużyć jeszcze wiele razy, a zaczynamy od studia wydawniczego Activision i świetnego pomysłu, na który wpadli jego pracownicy przy okazji premiery powyższej gry w 2009 roku. W jej skład wszedł bowiem… prawdziwy i działający noktowizor! W zasadzie trudno powiedzieć, do czego mógłby się nam taki gadżet przydać, ale przyznacie – pomysł przedni. I spotkał się z ogromnym uznaniem graczy.

Saints Row IV – mówi wam coś nazwa Super Dangerous Wad Wad Edition? Cóż, nam też nic nie mówiła, więc postanowiliśmy sprawdzić. Okazało się, że to jedna z najdroższych edycji kolekcjonerskich świata – kosztowała okrągły milion dolarów i pojawiła się w jednym, jedynym egzemplarzu. Co weszło w jej skład? Otóż: najprawdziwsze Lamborghini Gallardo, Toyota Prius (z rocznym ubezpieczeniem), przelot w kosmos z Virgin Galactic, tydzień w hotelach Burdż al-Arab (Dubaj) i Jefferson (Waszyngton), bilety na samolot, operacja plastyczna, szkolenie w sytuacji z zakładnikami oraz pełnowymiarowa replika Dub-Step Guna (broń z gry). Uff…

The Elder Scrolls V: Skyrim – ta monumentalna gra musiała otrzymać godną edycję kolekcjonerską. Postawiono jednak nie na kontrowersje, a na sztukę (niemal w dosłownym tego słowa znaczeniu) – dołączana do zestawu, trzydziestocentymetrowa figurka smoka to małe arcydzieło, dopracowane do najdrobniejszego szczegółu. Gratka dla każdego Dragonborna przemierzającego śnieżną krainę Skyrim.

Silent Hunter 5 – niemałą wpadkę zaliczył Ubisoft podczas premiery SH5 na terenie Niemiec. Co ciekawe jednak, nie wiąże się to bezpośrednio z dodatkową zawartością wydania, a… zwykłym gapiostwem. O tym, że symbole nazistowskie, a przede wszystkim swastyki, są u naszych zachodnich sąsiadów surowo zakazane, wie każdy mieszkaniec tego kraju. W związku tym, gra skierowana na tamtejszy rynek została odpowiednio przygotowana, tj. wszelkie niepoprawne elementy zostały z niej usunięte. Ktoś jednak zapomniał to samo zrobić z edycją kolekcjonerską gry i swastyki pozostały na swoim miejscu, budząc ogólną zgrozę i niesmak.

Catherine: Love is Over Edition – gra Catherine nie odbiła się w naszym kraju szerokim echem. Jest to produkcja dość dziwna, nie da się ukryć. Opowiada historię Vincenta, którego nawiedzają senne koszmary, a tytułowa Catherine to jego druga połówka, która jednak nieco mąci mu w głowie. Przez niektórych gra definiowana jest jako horror psychologiczny, inni użyją terminu thriller z elementami zręcznościowymi, a jeszcze inni – kreskówkowa produkcja obyczajowa. I chyba ku temu ostatniemu terminowi skłaniają się twórcy gry, bowiem w edycji kolekcjonerskiej znajdziemy koszulkę, poszewki na poduszkę oraz… majtki, a całość zapakowana jest w gustowne pudełko od pizzy. Kontrowersyjne? Nie do końca. Dziwne? Nawet bardzo…

Grid 2 – twórcy tej gry, legendarne już studio Codemasters, również postanowili dać graczom coś ekstra. A właściwie nie graczom, a jednemu szczęśliwcowi, który miał akurat pod ręką 125 tysięcy funtów, by nabyć Mono Edition. Do pudełka z grą (tudzież na odwrót) jest bowiem dołączany samochód rajdowy BAC Mono, pojazd, który został wyprodukowany w liczbie zaledwie 35 sztuk. Na deser otrzymamy również kask i kombinezon rajdowy oraz możliwość zwiedzenia fabryki tychże aut.

TC: Splinter Cell: Blacklist – znów Ubisoft, i znów w nienajlepszym kontekście. Wydając kolejną grę z serii, której głównym bohaterem jest Sam Fisher, dano graczom do wyboru aż dwie wersje kolekcjonerskie. Już to posunięcie spotkało się z dość sporą krytyką, niemniej największe veto podniosło się, gdy na jaw wyszła zawartość edycji Ultimate, której największy wyróżnik miał stanowić… cyfrowy zegarek służb specjalnych. Tandetne wykonanie sprawiło jednak, że na głowy wydawców posypały się gromy.

Dead Island: Riptide – że gra o zombiakach, w dodatku wystarczająco sugestywna, by poczuć mrowienie na karku, to produkcja dla dorosłych, jest jasne dla każdego. Nic zatem nie stało na przeszkodzie, by w wersji kolekcjonerskiej dodać gadżet, który wywoła uśmiech na twarzy każdego cyfrowego zwyrodnialca. Padło na korpus kobiety – tylko od pasa w górę, bez rąk i bez głowy. Oburzyły się feministki, oburzyły się matki, oburzyli się Brytyjczycy (bo biustonosz miał barwy ich flagi narodowej). Deep Silver, wydawca gry, najpierw przeprosił za całe zamieszanie a później – jakby nigdy nic – całość trafiła do sprzedaży. Oto definicja marketingu XXI wieku!