Przejdźmy jednak do sedna, czyli gier „darmowych” – pełnych wersji, które otrzymamy będąc abonentem EA Access. Jest to zdecydowanie najciekawsza część programu, ale i tutaj pojawiają się pewne kontrowersje. Przede wszystkim, gry od EA mają to do siebie, że praktycznie co roku pojawiają się ich nowe odsłony, a poprzednie idą w odstawkę. Najlepszy przykład? Sprawdźcie jak tanieją kolejna części FIFY w okolicy października/listopada, ceny są nawet kilka razy niższe. Z Battlefieldem jest zresztą podobnie i chociaż w trójkę nadal gra sporo osób, to jednak BF4 jest teraz na topie. Przy tej serii zatrzymam się jednak na chwilę dłużej, bo moim (i nie tylko moim) zdaniem, nie posiadając pakietu Premium, dającego nam wszystkie DLC, gra jest niczym innym, jak płatnym demem. Pograć można, pewnie, ale jest to bez porównania mniej absorbujące i satysfakcjonujące, niż gdybyśmy posiadali wszystkie możliwe dodatki…dodatki, to zresztą domena EA. Każda ich gra otrzymuje mnóstwo dodatkowych pakietów – nowe bronie, pojazdy, mapy, itd. Wszystko to jest dla Electronic Arts zyskiem, a gdy w grę gra więcej osób, cóż – więcej osób skusi się na płatne DLC. I możecie zarzucić mi, że jestem hejterem i nie wierze w szczere intencje giganta z Redwood, ale nie łudźcie się, że jest to robione z myślą o Was. To tylko kolejna próba wyciągnięcia z graczy kasy, pod pretekstem robienia im dobrze.
Na koniec zostawiłem kwestie techniczno-finansowe. Podobnie, jak w przypadku PlayStation Plus i Games with Gold na Xboksie One, gry, które otrzymamy w ramach abonamentu nie są nasze na zawsze. My je jedynie wypożyczamy. Gdy nie przedłużymy abonamentu, to z grami będziemy musieli się pożegnać. EA Access jasno pokazuje też, że na gry od Electronic Arts nie mamy co liczyć w Games with Gold. Po co wrzucać je do oferty wymagającej „mniejszego” wkładu, skoro można na tym jeszcze zarobić? A jak już jesteśmy przy kasie… Powiecie, że 5$ na miesiąc to nic takiego. Zgadzam się. Ale dodajcie do tego abonament Xbox Live Gold, który wymagany jest do pogrania w multi i robi się z tego niemały pieniądz. Do tego, prędzej czy później będziecie pewnie chcieli zakupić jakieś DLC, prawda? No to czekają Was kolejne wydatki.
To nie tak, że EA Access jest całkowicie chybionym pomysłem. Jeśli o mnie chodzi, to najbardziej nie podoba mi się ogólny zachwyt nad tą nową usługą, bo największe korzyści z tego wszystkiego będzie miało Electronic Arts, a nie gracze. Teraz ciężko prorokować, bo program ten wszedł dopiero w fazę beta-testów – może doczeka się jeszcze jakichś zmian na plus, jednak już na obecną chwilę mogę jasno powiedzieć – jestem zdecydowanie przeciwny wciskaniu nam płatnych wersji testowych, niezależnie od tego czy mają one postać klasycznych demek, czy fikuśnych, ekskluzywnych i przedpremierowych triali.