Mortal Combat 9

0
224
Rate this post

– A teraz Sub Zero urwę ci głowę gadzie!
– Niby jak?
– Moja noga! Co zrobiłeś z moją nogą!?
– Chyba przymarzła do podłogi.
– Naprawdę rozwalę ci ten durny łeb! Haiiiiiiiiiiiia!!!
– Czy ktoś mógłby ją pozamiatać? Będzie ślisko jak sie rozpusci i jeszcze ktoś zwichnie sobie kostkę…

Mortal Kombat 9 to powrót w wielkim stylu. Było wiele obaw, bo mowa o tytule z historią, którego dzieje były delikatnie mówiąc skomplikowane, podczas gdy konkurencja nie zasypywała gruszek w popiele. Tym bardziej nie napawały nadzieją zapowiedzi powrotu do klasycznej i owianej złą legendą pierwszej części (tak tak, wbijanie przeciwników na pal bądź wieszanie ich na ich własnych kiszkach odbiło się swego czasu dość mocnym echem w pogodnej i promieniejącej dobrocią, empatią Polsce).

Panie sędzio! Podstawił mi nogę!!!

Gra jest bardzo udana. Bez wątpienia jest to jedna z najlepszych (mimo lekko leciwego już wieku) gier walki z jakimi możemy mieć do czynienia na naszych monitorach. Przyznam, że byłem początkowo nieco sceptyczny. Tytuł zawsze epatował skrajną przemocą i tym razem nie jest inaczej, nosiłem się wiec z lekką obawą, że coraz bardziej brutalizującym się świecie zatraci swe walory.

Na szczęście „dziewiątka” udowadnia, że nie tylko w brutalności tkwi siła tytułu. Gra jest świetnym pomysłem turniejowym o dziwo, w swej nowej odsłonie, nie pozbawionym fabuły. Ponownie przyjdzie nam toczyć walkę w obronie świata przed złem w postaci zębatych, wrednych i znających wiele brudnych sztuczek przeciwników. Walka ta jest tym ciekawsza, że dzięki kilku drobnym fajerwerkom fabularnym gra zalicza powrót do epizodu odwiecznej wojny zobrazowanego w części pierwszej. To dobry i, jak się okazuje, udany pomysł. Starzy weterani areny mogą ponownie przyjrzeć się znanym realiom odkrywszy przy okazji kilka ich nowych warstw i aspektów, młodzi podawani zaś zacząć ryć swe imię w historii od początku.

 

Do dyspozycji dostajemy w sumie okolu trzydziestu bohaterów i podobną liczbę aren, na których będą toczyć się zmagania. Tryb pojedynczy to turniej obejmujący około pięciu godzin krwawej młócki przeplatanej fabularnymi scenkami, na które zachwyceni swym dziełem twórcy kazali nam patrzeć i podziwiać, odbierając jednocześnie możliwość ich wyłączenia. Gra jest płynna, bardzo szybka i szalenie, trzeba przyznać, wciągająca. Każdy z zawodników ma swoja historie, osobiste powody uczestnictwa w turnieju i własne motywacje. Każdy też dysponuje własną techniką walki i zestawem ciosów specjalnych, co w znakomity sposób pozwala graczowi wybrać postać pasująca mu stylem działania i skupić się na rozwijaniu jak najlepszego panowania nad nią i wykorzystania jej umiejętności.

Gra jest bardzo brutalna i z pewnością nie dla dzieci. Tradycyjnie dostarcza po wygranej walce możliwość brutalnego rozprawienia się z przeciwnikiem i mówiąc „brutalnego” nie żartuję. Tytuł epatuje cały czas przemocą. Natomiast w aspekcie możliwych zakończeń walki (fatality) twórcy przeszli samych siebie. Nie powinno nikogo dziwić wyrywanie organów z ciała, brutalna dekapitacja czy rozmazanie rywala po całej arenie. Mortal Kombat zawsze był taki i pozostał wierny tym ideałom ku radości jednych, a zgrozie innych.

 

Podwójny aksel. Noty 6.0

Pochwalić trzeba znakomity, intuicyjny system walki, choć inny niż w poprzednich częściach, wiec niektórzy puryści mogą poczuć się tym faktem dotknięci. Także klasyczny klimat, duże tempo rozgrywki, prostotę rozwiązań. W grze szwankuje nieco grafika. Tragedii nie ma, ale stary, poczciwy silnik Unreala zasłużył już dawno na emeryturę. Problemy także bywają z połączeniem się w trybie multiplayer, co jest, przyznaje, pewnym zaskoczeniem i największym zgrzytem bardzo zgrabnie zrobionej produkcji.

Gra dla miłośników bijatyki. Bardzo brutalny przykład świetnej roboty, idącej w stu procentach po linii oczekiwań fanów tytułu.