Never Alone – recenzja

0
250
Rate this post

Kojarzycie Limbo? Niezależny puzzle-platformer szturmem zdobył uznanie graczy, głównie dzięki niesamowitej, mrocznej atmosferze. Produkcja studia Playdead doczekała się mnóstwa lepszych i gorszych naśladowców, ale przez długi czas nie pojawiło się nic, co mogłoby stanowić godnego rywala dla tej gry. Już na wstępie mogę Wam zdradzić, że Never Alone, pomimo diametralnie innej stylistyki i charakteru można uznać za duchowego następce dla Limbo. Dlaczego? Przedewszystkim z uwagi na podobny, nieco melancholijny i tajemniczy klimat.

Never Alone jest platformówką z elementami logicznymi, przeznaczoną do zabawy w pojedynkę lub kooperacji. W grze wcielamy się w dziewczynkę o imieniu Nuna, która wyrusza w podróż, aby poznać przyczynę nagłego pogorszenia się pogody w jej rodzinnej wiosce. Warto tutaj dodać, że całość ma miejsce na Alasce, a główna bohaterka jest członkinią plemienia Inupiat. Wspominam o tym dlatego, że cała gra kipi klimatem i pełna jest filmowych wstawek, w których członkowie rzeczonej społeczności wypowiadają się na tematy związane z polowaniami, codziennością w tym niezbyt przyjaznym (przynajmniej pod względem warunków atmosferycznych) środowisku.

Ogląda się to jak całkiem dobry film dokumentalny i muszę przyznać, że historię oglądane pomiędzy poszczególnymi etapami nie tylko mnie zainteresowały, ale również zachęciły do poszerzenia mojej wiedzy na ten temat po skończeniu gry.

Rzeczone już fragmenty dokumentalne odblokowujemy poprzez odkrywanie „ukrytych” w grze sów. Cudzysłów jak najbardziej zamierzony, bowiem poziom ukrycia tych znajdziek jest…bardzo średni – na większość z nich natrafimy bez żadnych trudności. Jedynie dwie z nich były schowane tak, że faktycznie można było je przeoczyć.

Przejdźmy jednak do sedna, czyli rozgrywki. Nie znajdziemy tutaj żadnych większych niespodzianek. Graliście we wspomniane już Limbo? A może w Trine? Prawda jest taka, że jeśli w ostatnim czasie odpaliliście jakąkolwiek logiczną platformówkę, to szybko poczujecie się jak w domu. Nie ma tutaj dodawanych na siłę innowacji, wszystko jest proste do ogarnięcia, chociaż same zagadki mogą momentami zmusić nas do wytężenia szarych komórek.

W poprzednim akapicie pisałem o dwóch sposobach gry – solo i w co-opie. Spowodowane jest to tym, że do naszej dyspozycji oddano dwójkę bohaterów – poza Nuną wcielimy się też w białego lisa. Jeśli gramy samotnie, to dostajemy możliwość swobodnego przełączania się pomiędzy postaciami. Całość zrealizowano przyzwoicie i Never Alone można ukończyć bez większych trudności w pojedynkę. Problemy pojawiały się sporadycznie i spowodowane były przede wszystkim przez błędy AI, ale w trakcie całej zabawy natknąłem się na nie może 2-3 razy.

Never Alone zachwyca jednak nie ze względu na rozwiązania gameplayowe, ale wspaniałą atmosferę i klimat, którego nie zaznałem w tym roku ani razu podczas gry w produkcje AAA. Przedzieranie się przez śniegi Alaski, szukanie osłony przed wiatrem i uciekanie przed niedźwiedziem polarnym – wszystko to robi kapitalne wrażenie. Chociaż lokacje są raczej dość ubogie w szczegóły, a całość momentami sprawia wrażenie nieco monotonnej, to ogół wrażeń wizualnych oceniam jak najbardziej na plus.

Dźwiękowo jest poprawnie. Świetne wrażenie robi głos lektora, chociaż z resztą warstwy audio jest już tylko średnio – ponury i surowy klimat Alaski sprawia, że twórcy poskąpili nam muzyki i dźwięków.

Nieco zawodzi konstrukcja poziomów i stawiane przed nami wyzwania. Większość zagadek logicznych jest bardzo prosta i nie stanowią żadnego problemu. Wszystko to, w połączeniu z niewielką ilością etapów sprawia, że całość można przejść w zaledwie 3-4 godziny. A brak wymagających osiągnięć i rzeczy do odkrycia sprawia, że ponowne przechodzenie gry mija się z celem. To po prostu jednorazowe doświadczenie, które przechodzi się dla fabuły i klimatu. Jeśli pasuje Wam takie rozwiązanie, to będziecie bawić się świetnie i nie uznacie tych kilku godzinek za czas stracony. W innym przypadku możecie czuć się nieco rozczarowani.

Osobiście, przy Never Alone bawiłem się świetnie. Spodobała mi się tajemnicza historia i klimat chłodnej Alaski. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że ocena może wydawać się nieco kontrowersyjna, dla części z Was to po prostu nic innego, jak kolejny, oklepany do bólu puzzle-platformer. Korzystając z racji tego, że nasz system ocen na Holu jest bardzo subiektywny pozwoliłem sobie na wystawienie takiej, a nie innej noty końcowej.