Dzisiaj na blogu recenzja dwóch gier, łączy je bowiem przynależność do tej samej serii, jak również łamigłówkowa tematyka. Raczej nie miałam okazji o tym wspomnieć wcześniej, ale osobiście lubię wszelkie gry testujące pamięć, logiczne myślenia czy po prostu szybkość kojarzenia. Wciąż ubolewam nad niewielką ilością planszówek/karcianek, które wykorzystują mechanikę quizów, bo nawet jeśli już coś w podobnym stylu się ukazuje, to częściej przybiera formę kalamburów. A tych mam już w swojej kolekcji od groma. I jestem w nich beznadziejna. Ale do rzeczy!

Zawartość pudełka

Choć seria „Kieszonkowców” składa się z kilku części, moją uwagę przyciągnęły dwa tytuły dla raczej starszej grupy wiekowej, czyli 12+. „Na logikę” składa się z 54 kart w fioletowym, podręcznym pudełku, a „Dzika logika” to 85 kart w zielonym opakowaniu. Każda karta zbudowana jest w ten sam sposób: znajdują się na niej 1-2 zagadki z obrazkiem, a po drugiej stronie odpowiedzi. Dla ułatwienia każdą opatrzono również numerem, by łatwo ją odnaleźć w talii.

 

(Dwa komplety dają razem 139 kart – zagadek starczy więc spokojnie na dłuższy czas).

Same karty posiadają standardowy rozmiar kart europejskich i są bardzo estetyczne, więc nie powinniśmy mieć problemu ze zrozumieniem idei żadnej zagadki. Wszystko przedstawiono bowiem bardzo czytelnie przy pomocy prostych opisów, symboli czy wzorów. Nie wiem jednak czy przy tak delikatnym papierze dzieciaki nie zmaltretują ich szybko, jeśli nie zainwestujemy w koszulki. Choć talia może wtedy nie zmieścić się do opakowania.

W skład serii wchodzą jeszcze „Kieszonkowce” poświęcone nauce angielskiego (przymiotniki, czasowniki, konwersacje, rozmówki, idiomy), matematyczne (nauka procentów i ułamków) oraz geograficzny (do nauki stolic). Można je również dowolnie łączyć, jeśli marzy nam się trudniejsza zabawa w multitematyczny quiz. Testowane przeze mnie dwa „Kieszonkowce” logiczne uzupełniały się świetnie. Możliwe zatem, że pozostałe części również dobrze wpasowałyby się do kompletu i uczyniły talie jeszcze ciekawszą.

Rozgrywka

Na wstępie zaznaczę od razu, że „Kieszonkowcę” to w zasadzie nie tyle kompletna gra, co zestaw kart-zagadek, które możemy wykorzystać w dowolny sposób. Jedynie od nas zależeć będzie jaką mechanikę do nich dopasujemy. Możemy po prostu grać na punkty, z klepsydrą, w drużynach, indywidualnie… Ale jeśli kompletnie brakuje nam pomysłów, warto posłużyć się instrukcją ze strony wydawnictwa Edgard, gdzie zaproponowano 5 sposób jak grać. Wśród gotowych propozycji znajdziemy tam m.in. dwa warianty Memory, ale też wariant Klapek (z uderzaniem o stół), Karuzelę (z przekazywaniem sobie kart) i Szachraja (ze zbieraniem par).

Dla kieszonkowców logicznych najbardziej pasowała mi forma prostego quizu, gdzie zwycięzcą zostawała osoba, która rozwiązała najwięcej zagadek w określnej liczbie rund. Ich poziom skomplikowania powinien usatysfakcjonować nawet dorosłych. Nie były bowiem banalne – choć zdarzały się też wyjątkowo proste, skierowany wyraźnie do młodszej grupy odbiorców – i czasami trzeba było się po prostu wysilić… lub poddać.

 

(W rozwiązaniu każdej zagadki pomagają proste ilustracje).

Dużym ułatwieniem dla graczy było wyposażenie się w dodatkowy notes i długopisy, by pewne rozwiązania sobie rozrysować. Podobało mi się również, że same zagadki dotyczyły naprawdę różnych tematów: znalazły się więc wśród nich typowe zabawy słowne np. dopisywanie brakujących liter, łamanie szyfru, rozpoznawanie kolorów i kształtów, odgadywanie jaki znak będzie kolejny w rzędzie, itd. Wiele z nich można by dodatkowo urozmaicić np. przy zagadce z układaniem zapałek – dać dzieciakom fizyczne zapałki do pomocy, ale to już kwestia kreatywności rodziców. Nie zabrakło też typowych zagadek rodem z „Hobbita”, gdzie po usłyszeniu wierszyka, należy podać poprawną odpowiedź. I te z pewnością najbardziej spodobają się najmłodszym.

Podsumowanie

„Kieszonkowce” to bardzo fajna propozycja zabawy dla całych rodzin (bez względu na wiek uczestników), które chciałyby spróbować czegoś innego od tradycyjnego siedzenia nad planszą i rozruszać wspólnie szare komórki. Oczywiście, dorośli muszą liczyć się z tym, że mogą nie znać wszystkich odpowiedzi. Niestety, drodzy Państwo, nikt nie jest wszechwiedzący. Czasami po prostu trzeba posłużyć się gotowymi rozwiązaniami.

Dostrzegam także duży potencjał gry jako narzędzia edukacyjnego dla nauczycieli czy osób prowadzących świetlice dla dzieci i młodzieży. W szkołach i przy odrabianiu lekcji na pewno sprawdziłyby się zwłaszcza „Kieszonkowcę” do nauki języka czy matematyki. No bo po co męczyć się z podręcznikami, skoro można przyjemnie zagrać i osiągnąć dokładnie ten sam efekt?

Zagadki są przy tym na tyle ciekawe, że nawet jako dorośli spokojnie możemy spędzać z nimi czas przy rozwiązywaniu rebusów – zwłaszcza jeśli jesteśmy fanami krzyżówek, szarad czy po prostu szukamy nowych wyzwań logicznych. Nie oczekujcie jednak, że to gotowa gra. Raczej luźne elementy, dla których dopiero musimy znaleźć zastosowanie. Ale nawet bez wzbijania się na wyżyny kreatywności – spokojnie uda Wam się wymyślić mechanikę idealną dla swoich potrzeb.