This War of Mine – sukces polskiego 11 Bit Studios

0
219
Rate this post

Marko jest strażakiem, który zaraz po tym jak doszło do pierwszych ulicznych zamieszek, odesłał żonę wraz z dziećmi na bezpieczną wieś. Sam natomiast pozostał w mieście, aby pomóc swoim kompanom ze straży pożarnej w gaszeniu pożarów. Wkrótce okazało się, że płonie więcej budynków, niż ktokolwiek byłby to w stanie ugasić, a wszyscy koledzy Marko zginęli. Został sam.

Po znalezieniu jakiegoś opuszczonego domu, rozpoczął swoją walkę o przetrwanie. W ciągu dnia łatał deskami dziury w ścianach, a z pozyskanych dookoła materiałów starał się konstruować użyteczne wyposażenie, jak łóżko z kilku palet i materaca, albo prosta kuchenka gazowa. Kiedy warunki stały się bardziej ekstremalne, przydatna okazała się też pułapka na szczury – w końcu coś trzeba jeść. To za dnia, zaś nocą opuszczał bezpieczne schronienie i przeszukiwał okoliczne budynki, żeby znaleźć w nich jakąś żywność i przydatne materiały, a gdy spadł śnieg, również coś na opał.

Czasem ruiny były puste, innym razem mieszkali w nich zwykli ludzie, którzy tak jak Marko, starali się przeżyć ciężkie czasy wojny domowej w Pogoren. Tu pojawia się miejsce na trudne decyzje: okraść rodzinę z ich zapasów, żeby przetrwać kolejny dzień lub dwa? A może jest jakiś inny sposób na zdobycie wystarczającej ilości prowiantu? Trudno powiedzieć, ale kiedy w brzuchu burczy już drugi dzień, a sił na poszukiwania coraz mniej…
Z kolei innym razem natkniemy się na lepiej zorganizowane i dobrze uzbrojone grupy przestępców. Oni patrolują swoje kryjówki, a jeżeli cię zobaczą, zrobią z ciebie sito za pomocą swoich strzelb i pistoletów.

Szło mi całkiem nieźle. Przyzwyczaiłem się do tego, że niemal każdej nocy pod moją nieobecnośc, ktoś okradał kryjówkę. Dlatego przynosiłem tylko tyle żywności ile dało się zjeść na jeden raz. Po nadejściu chłodnych dni i opadów śniegu, zbudowałem prymitywny piec i zazwyczaj udawało mi się pozyskać coś na opał, dzięki czemu nie musiałem się obawiać wychłodzenia organizmu. Wszystko szło dobrze, do czasu. Podczas jednej z wypraw, ktoś mnie nakrył na grzebaniu w swoich zapasach. Nie było drogi ucieczki, więc postrzelony Marko zginął na miejscu. Tak to już bywa w This War of Mine, a stanu rozgrywki nie można zapisać, trzeba zaczynać od nowa. Tym razem jako inna, losowo dobrana grupa ludzi, a czasem jako samotnik, jak to było w przypadku mojej rozgrywki z Marko.

Gra bardzo spodobała się graczom z całego świata, w związku z czym jej sprzedaż była na tyle dobra, że koszty wyprodkowania tytułu (około 2 mln zł) zwróciły się już na drugi dzień od premiery. Notowania 11 Bit Studios na giełdzie, w krótkim czasie skoczyły z około 9zł do ponad 30zł, co daje wzrost ceny za akcję przekraczający 200%. GPW musiała zawiesić na jakiś czas notowania spółki. Gratuluję sukcesu i oby więcej takich sytuacji w wykonaniu polskich producentów gier!