Silent Hill: Downpour

0
92
Rate this post

Zaczęło się naprawdę dobrze. Murphy Pendleton, skazaniec numer RS 273A postanowił się zabawić. Nie powinno się zostawiać w więziennej łaźni gazrurki i noża, a potem wpuszczać tam grubasa w ręczniku. Murphy na dzień dobry połamał na nim gazrurkę, poprawił nożem i dokończył sprawę pięściami. Oczywiście podpadł maksymalnie. W uznaniu za zniszczenie państwowej gazrurki nagrodzono go transportem do więzienia o zaostrzonym rygorze.

Niestety do miejsca przeznaczenia nie dojechał, choć zrozumiawszy gdzie trafił bardzo żałował. Śliska droga, deszcz, dużo  mgły, a zapewne i przekroczenie prędkości, w efekcie więzienny autobus elegancko stoczył się z drogi, z jego wnętrza zaś wysiadł jedynie Murpchy i udał się do najbliższego miasta… Niestety najbliższym miastem było Silent Hill…

 

Osada powitała go tak jak wszystkich jej wcześniejszych „gości”, trzaskaniem okiennic opuszczonych domów, zaniedbaniem, ruiną, śmieciami i pokutą za wyjątkowo wredny charakter. Krótko mówiąc było ono klasycznym nawiedzonym miasteczkiem, w  którym brakowało jedynie kogoś do straszenia, chociaż trzeba tu dodać, że Murphy akurat do strachliwych nie należał. W związku z tym z miejsca przystąpił do egzorcyzmów przy pomocy francuskiego klucza, kija i całej masy innych niewątpliwie religijnych akcesoriów…

Fabularnie gra jest bardzo dobra. Ma w sobie to coś co wciąga i zachęca do  odkrywania tajemnic jej świata. I nie jest to jedyny pozytyw. Kolejnym jest bardzo dobra oprawa dźwiękowa oraz wielka dbałość o detale eksplorowanych miejsc i rzeczywista atmosfera grozy, którą czuje się na każdym kroku. W przeciwieństwie do Resident Evil tutaj główny nacisk położony jest na eksploracje, zbieranie elementów otaczającej nas zagadki, o wiele mniejszy na walkę, chociaż jest istotną częścią zabawy i parę słów trzeba o niej powiedzieć.

 

Gra zaskoczyła mnie na wstępie. Już pierwszy napotkany zombie pokazał, że można zapomnieć o bezbronnych grubasach w łaźni. Parował ciosy, zachodził oponenta od najsłabszej strony, zadawał  poważne obrażenia. Z walką związany jest właśnie jeden z największych mankamentów pozycji. Jest bardzo trudna, mało intuicyjna, nasz bohater wyprowadza długie sekwencje ciosów podczas, których przeciwnik zachodzi go z boku lub od tyłu. Pół biedy jeśli miejscu starcia jest jakieś źródło światła, bo walka w ciemnościach to desperackie usiłowanie znalezienia jakiejś dziury, którą można się wydostać na świat. Pół biedy tez, jeśli przeciwnik jest jeden, bo już dwóch to sytuacja w zasadzie beznadziejna. Troszkę ratują sytuacje kanały, którymi można się bezpiecznie poruszać miedzy rożnymi częściami miasta. Faktem jest, że gra kładzie nacisk na mroczną atmosferę a nie dynamikę wiec sytuacje konfrontacji, chociaż bardzo trudne, nie są tak aż tak częste jak można by się spodziewać po grze gatunku survival horror.

Problemów oczywiście nie brak. Bardzo dobra oprawa dźwiękowa zderza się z raczej marną grafiką. O ile wnętrza budynków są dopieszczone to już otwarte lokacje mocno odstają wyglądem od współczesnych realiów. Gra potrafi się także bez powodu zacinać w najmniej oczekiwanych momentach, czasem dają znać o sobie problemy ze sterowaniem i na przykład nasz podopieczny odmawia biegania dostojnie człapiąc przez kolejne  pomieszczenia.

 

Mimo  tych niedociągnięć kontakt z gra to fajna zabawa. Downpour to dobra pozycja, mocno osadzona w klimacie serii. Miasto robi naprawdę mroczne wrażenie, pogłębiane przez tradycyjną mgle i towarzysząca nam, nieomal ciągle, ulewę. Eksploracja dostarcza mocnych wrażeń bo jest silnie nasączona poczuciem niepewności sytuacji. Wiele eksploracji jest pogrążonych w mroku i rozjaśnić je możemy światłem latarki zarazem jednak dobrze widzimy jedynie fragment otoczenia nie będąc nawet pewnym czy ktoś nie stoi z boku. Ten i wiele innych zastosowanych przez autorów tricków bardzo udatnie budują nastrój grozy. Mimo że Silent Hill jest nieco inne od tego do czego fani przywykli, wyraźnie widać nawiązania do kultowej drugiej części. Mgła, nieustająca ulewa i wszechmogący mrok dają ciągłe poczucie czyjejś obecności, na krawędzi uchwytności.

Downpour to udana produkcja. Wnosi nieco nowości, nie kłócąc się przy tym z tradycją, jedyną wyraźną wadą zaś (z której wynikają pozostałe) jest przestarzały silnik, na którym została oparta, a który dożywa swoich dni. Fani tytułu nie powinni jednak narzekać, miłośnicy komputerowego surviwalu również.