Knock, knock! – recenzja

0
89
Rate this post

Jednym z bardziej zapamiętanych przeze mnie filmów ostatniego roku był „Dom w środku lasu” – produkcja, która na dobrą sprawę stanowiła parodię rozwiązań znanych z horrorów. I chociaż sam film nie był ani odkrywczy, ani przesadnie interesujący, to jednak sam jego klimat i umieszczenie akcji w niewielkiej, położonej w upiornym lesie chatce było rozwiązaniem bardzo nastrojowym. Gdy tylko ujrzałem grę Knock, knock! na Steamie, to od razu nasunęły mi się skojarzenia z w/w filmem.

Po uruchomieniu produkcji niezależnego studia Ice-Pick Lodge muszę przyznać, że byłem w niemałym szoku. Wita nas minimalistyczne menu i niemal zupełny brak opisu sytuacji w jakiej się znajdujemy, naszych zadań, czy też celu gry. Po prostu – od samego początku jesteśmy zdani na siebie.

O co jednak w Knock, knock! chodzi? Gra jest kolejnym survival-horrorem, w którym musimy po prostu przetrwać każdą kolejną noc. Wcielamy się w rolę pewnego pustelnika, o niezbyt poukładanym umyśle, a na dodatek zmagającym się z bezsennością. Każdy dzień (czy może raczej – noc) w grze zaczyna się w ten sam sposób – budzimy się i musimy przeżyć do następnego ranka. Oczywiście byłoby to banalnie proste, gdyby nie obecne w grze monstra. Kreatury są nie tylko wymyślne, ale też mogą istotnie przerazić. Związane jest to z klimatem panującym w chacie i jej okolicach, a także z wszechogarniającymi, mrożącymi krew w żyłach dźwiękami. Nasz bohater nieustannie słyszy odgłosy drapania, pukania, dziwne krzyki, pomrukiwania, płacz itd. – grając na słuchawkach, w ciemnym pomieszczeniu można dorobić się gęsiej skórki.

Czytając moją recenzję, ktoś mógłby zapytać mnie o mechanikę w Knock, knock! Ta jest jednak bardzo prosta – musimy unikać potworów, aż do świtu. Czas możemy przyśpieszyć, znajdując zegary w domu. Warto też dodać, że każdego dnia budzimy się w innym budynku, przez co zmieniony jest układ pomieszczeń. Oprócz tego, możemy też zapalać i gasić światła oraz chować się za elementami otoczenia, unikając wzroku przeciwników. Gdy jednak któremuś z nich uda się nas dopaść, to czas cofa się do tyłu, a po kilku takich spotkaniach musimy powtarzać poziom. Brzmi dość monotonnie i takie jest w istocie, ale dopiero po kilku godzinach. Początki z grą są bowiem bardzo przyjemne, przede wszystkim z uwagi na całą tą „creepy” otoczkę. Niezbyt dobre wrażenie robią okazjonalne sekwencje, w których wędrujemy po lesie. Nie bardzo rozumiem w ogóle zamierzenie twórców – musimy po prostu iść przed siebie, aż dotrzemy do domu. Po drodze zupełnie nic się nie dzieje, nie ma potworów, dźwięków, przez co zanika też klimat.

Ice-Pick Lodge trzeba jednak pochwalić za ciekawie zaprojektowanych przeciwników, którzy przypominają monstra z Silent Hilla, czyli klasyki gatunku. Również pokoje kolejnych domostw robią miłe wrażenie – puste, sterylne, zaniedbane, idealnie podkręcają i tak dziwny i pokręcony nastrój panujący w Knock, knock! Jak już wspomniałem, dźwięki są dobrane idealnie i potrafią sprawić, że podczas rozgrywki będziemy odczuwać niepokój i niepewność o to, co znajduje się w kolejnym pomieszczeniu.

Knock, knock! to świetny pomysł, dobre wykonanie pod względem technicznym, ale jednocześnie widać, że zabrakło pewnych szlifów i urozmaiceń rozgrywki. Na obecną chwilę jest to tytuł całkiem przyjemny, ale jedynie na kilka godzin, potem dopadnie nas monotonia i przetrwanie kolejnego dnia będzie sporym wysiłkiem nie tylko dla głównego bohatera, ale i dla nas samych.