Goat Simulator – recenzja

0
254
Rate this post

Mieliśmy symulatory zamiatarki ulic, śmieciarki, a nawet toalet, przyszedł więc czas na symulator…kozy. To sympatyczne zwierzątko nie po raz pierwszy pojawia się w grach, bo już jakiś czas temu miałem okazję recenzować Escape Goat, całkiem przyjemną grę logiczną. Developerzy z Coffee Stain Studios postawili jednak w swojej produkcji na zupełnie inny model rozgrywki…

Goat Simulator jest czystej krwi sandboxem. Określanie tej gry mianem „piaskownicy” ma zresztą podwójne dno – podkreśla zarówno otwarty charakter rozgrywki, jak również to, że cały, niewielki świat jest dla nas placem zabaw. To właśnie radosne hasanie kozą i niszczenie wszystkiego co stanie nam na drodze jest sensem tej produkcji. Jasne, twórcy wrzucili tam coś na kształt questów („Zdobądź XXX punktów”, „Wykonaj potrójne salto i wyląduj”, etc.), ale wszystko to można zrobić w zaledwie kilka minut, cała reszta zaś uzależniona jest tylko i wyłącznie od naszej inwencji, kreatywności i pokręcenia, więc osoby ceniące sobie poważne tytuły powinni od razu zrezygnować z odpalania GS.

Po włączeniu gry, bez żadnego wprowadzenia i fabuły stajemy się kozą (pewnie marzyliście o tym przez całe życie, tak jak i ja). Sterowanie kozą jest banalne – możemy poruszać się, skakać, atakować rogami, tylnymi kopytami i wykonywać różne, specjalne akcje w zależności od naszej formy. Do tego dochodzą dwa klawisze odpowiedzialne kolejno za spowolnienie czasu i włączenie trybu ragdoll, w którym kozie cielsko jest zupełnie bezwładne. Po kilkunastu sekundach poświęconych na przetestowanie klawiszologii udałem się na poszukiwanie czegoś do roboty i tu pierwsze zaskoczenie – faktycznie możemy wejść w interakcje niemal z wszystkim. A to wrzucimy kogoś pod samochód, a to rozwalimy szklarnie, a to zrzucimy wielki głaz na odbywającą się nieopodal ogrodową imprezę… O dziwo, taka głupawa rozrywka potrafi bawić przez pewien czas. Istotą rozgrywki wydają się jednak być poukrywane sekrety, takie jak możliwość wycieczki w kosmos, znalezienie jetpacka, czy też przemienienie naszej kozy w demona, zyskując dzięki temu wspomniane już, specjalne umiejętności. Niestety, odkrycie wszystkiego, nawet bez korzystania z jakichkolwiek porad zajmie maksymalnie kilka godzinek, a po tym czasie niemal nic nie jest w stanie ponownie zachęcić nas do przywdziania rogów i kopytek. Remedium na te problemy ma być zapowiedziane już, darmowe DLC, w którym znajdzie się nowa lokacja i tryb lokalnej kooperacji, ale ciężko teraz prorokować o ile faktycznie przedłuży to zabawę.

O dziwo, grafika w tej grze jest całkiem przyzwoita. Co prawda ludzie to armia klonów, a widoczne w oddali budynki straszą niskiej jakości teksturami, rodem z Maluch Racera, ale całość jest miła dla oka. Nie spodziewajcie się jednak cudów, bo już np. animacje są na naprawdę niskim poziomie. Ekipa z Coffee Stain Studios zgodnie z życiową maksymą EA „it’s not a bug, it’s a feature!” umieściła w grze multum błędów, w tym właśnie tragiczną animację głównej bohaterki. Mimo wszystko ciężko uznać to za wadę, bo na widok kozy „wspinającej” się po drabinie ciężko jest się nie uśmiechnąć. 😉 Błędy są w tej grze na porządku dziennym i nie dotyczą tylko kwestii wizualnych. Często zdarza się wypaść za tekstury, przelecieć w miejsce, z którego nie da się wydostać w żaden normalny sposób itd. Szczytem wszystkiego był jeden moment, w którym język mojej kozy podczepiony był do zwisającego z dźwigu kontenera, a zwierze odbijało się po całym świecie, zupełnie bez mojego udziału. Co ciekawe, przy okazji dostałem dwa osiągnięcia, których dostać nie powinienem. Magia! Mówiąc o grafice muszę jednak ponarzekać na koszmarną optymalizację Goat Simulator  – już na średnich ustawieniach mój laptop niemiłosiernie się grzał, a w grze pojawiały się widoczne spadki klatek. Rozumiem, że ciężko porównywać przenośny komputer do desktopa zrobionego pod gry, ale bez przesady – z powodzeniem grywam w znacznie bardziej zaawansowane produkcje, a nie mogę odpalić na maksymalnych detalach symulatora kozy? Coś tu jest nie tak… 😉 Udźwiękowienie z kolei nie zasługuje na żadną wzmiankę i od siebie dodam tylko tyle, że lepiej od razu wyłączyć muzykę, bo jest irytująca. Po kilkunastu minutach miałem wrażenie, że moje uszy zaczną krwawić.

Tak naprawdę, to mam poważny problem z oceną tej gry. Głównie z tego powodu, że powstała jako żart i na dobrą sprawę jest to parodia wszelkiej maści symulatorów, w której przodują nasi zachodni sąsiedzi, nie oferuje zbyt wiele, a jej cena nie należy do niskich. Ja bawiłem się nieźle przez około dwie godzinki, potem było to już męczenie się, żeby naskrobać coś sensownego i przetestować wszystkie możliwości oferowane przez ten tytuł. Przyjemność wcielenia się w kozę kosztuje 10 euro i nie jest to niska cena. Czy warto tyle dać? Według nie tylko mnie, ale też i twórców gry – niekoniecznie. Pomimo tego gra ma w sobie jakiś dziwny, zwierzęcy (no tak – kozi) magnetyzm, bo zaraz po premierze stała się absolutnym bestsellerem na Steamie. Jeżeli lubicie gry dziwne, albo jesteście miłośnikami kóz – kupujcie w ciemno, nawet po pełnej cenie, jeśli nie, poczekajcie na przecenę, albo jeszcze lepiej – na zbundlowanie Goat Simulator, co pewnie nastąpi prędzej lub później.