Planszówki a tryb solo – bo zwycięzca może być tylko jeden!

0
384
Rate this post

Temat samotnego grania w planszówki jest w konserwatywnym gronie graczy równie wstydliwy, jak opowiadanie o swojej kolekcji ceramicznych kotków na spotkaniu pseudokibiców. No bo jakże to tak? Niby wszyscy rozumieją, że można lubić koty, ale przecież pewnych rzeczy robić nie wypada. Zwłaszcza, że zarówno pouczanie przeciwnej grupy kibiców, kto ma racje w dyskusji, jak i planszówki, to aktywności, które z założenia wykonujemy w grupie.

Oczywiście, trudno sprzeczać się z argumentem, że w planszówki najlepiej gra się ze przyjaciółmi, bo to rozrywka wprost stworzona do budowania znajomości. Czasami bywa jednak tak, że albo nie mamy warunków, aby kogoś do siebie zaprosić (np. wynajmujemy bardzo małe mieszkanko), albo nawet jeszcze nikogo grającego nie znamy (wyprowadziliśmy się do nowego miasta), albo po prostu stoją nam na drodze inne, niewymienione przeszkody, co nie znaczy automatycznie, że jesteśmy aspołecznymi dziwakami, którzy uciekają na widok obcych osób z płaczem i nie mamy konta na FB, bo jeszcze wyświetli ujemną liczbę kontaktów. Ano właśnie! Nikogo nie zaskakuje przecież tryb solo w grach komputerowych czy fakt, że czasami po prostu potrzebujemy samotności, żeby zregenerować siły przed kolejnym burzliwym dniem.

Przyznam szczerze, że rzadko gram w planszówki sama, bo im człowiek starszy – tym czasu coraz mniej i woli mimo wszystko spotkać się z przyjaciółmi. Zdarza ją się jednak takie dni, że zamiast odpalać komputer… rozkładam sobie planszę. Dlaczego? Bo niektóre rodzaje gier np. przygodówki, bez problemu możemy rozegrać jako partie z jednym bohaterem, a zbieranie kart ekwipunku i pokonywanie stworów niczym nie różni się od, dajmy na to, komputerowego cRPG. Dlatego graniu solo zdecydowanie nie mówimy nie. Zwłaszcza, że często możemy wychwycić wtedy różne ciekawe braki w mechanice, które umknęły nam, gdy miło spędzaliśmy czas z przyjaciółmi.

No to poniżej kilka tytułów, które znać warto, jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się nad jednoosobowym graniem:

Robinson Crusoe – Przygoda na przeklętej Wyspie

Planszówka Ignacego Trzewiczka, która przenosi nas na tropikalną wyspę i umożliwia rozegranie jednego z kilku scenariuszy o odmiennych celach i poziomach trudności. To w zasadzie gra stworzona do samotnego grania… bo też czy nie wczujemy się dzięki temu lepiej w klimat porzuconego rozbitka, gdzieś z dala od cywilizacji? Ciekawy mechanizm wracających do nas konsekwencji wcześniejszych decyzji podjętych w trakcie wydarzeń, dużo budowania, zwiedzania wyspy i bananowa dieta. W skrócie ciekawa, oryginalna gra łącząca elementy przygodowe ze strategicznymi.

A Touch of Evil

Nie daleko pada jałbko od… Arkham Horroru. A Touch of Evil ma może kilka mankamentów, które mogą zniechęcić do niej graczy – są to nieco toporne grafiki oraz (ewentualnie) brak polskiej wersji językowej. Jeśli jednak lubicie poczciwego Arkhama, to w jego klon będziecie grali z identycznym zacięciem. Zwłaszcza, że ściganie potworów rodem z XIX-wiecznych horrorów, przypomina klimatem filmy w rodzaju “Drakuli” czy “Braterstwa wilków”. Dużo chodzenia po planszy, kolekcjonowania kart i budowania potęgi, do momentu aż jesteśmy gotowi naklepać Wielkiemu Złemu. Całkiem przyjemna, klimatyczna odskocznia od cięższych tytułów. No i na wycieczkę po miasteczku z kołkiem i wodą święconą możemy bez problemu wybrać się samemu.

Zapraszam również do pełnej recenzji.

Magia i Myszy

Powiedzmy sobie szczerze ta przepiękna gra o nudnawej mechanice, pomimo bycia planszówką kooperacyjną, wcale nie wymaga pełnej drużyny. Ba! Zawsze gramy/sterujemy drużyną składającą się z 4 myszy, bo takie zasady narzuca nam scenariusz – liczba graczy nie ma więc żadnego znaczenia. Gra warta uwagi, jeśli lubicie baśniowy klimat albo chcecie powalczyć o ser i królestwo.

Zapraszam też do pełnej recenzji.

Mage Knight

Bycie bohaterem wymaga czasami uratowania miasta… a czasami jego podbicia. Zawsze jednak powinniśmy otoczyć się armią, jeśli chcemy zwiększyć szanse na powodzenie któregokolwiek z tych celów. Mage Knight to gra, która może zniechęcić do siebie instrukcją (jest koszmarnie pogmatwana), ale posiadająca wiele ciekawych elementów upodabniających ją nieco do komputerowych Herosów. Podróżujemy po mapie, pokonujemy potwory, kolekcjonujemy jednostki, aby spotkać jeszcze trudniejsze potwory and so on, and on… Jeśli więc przebrniecie przez trudny etap opanowania reguł, może okazać się dla was stworzona w przypadku partii solowych.

Ghost Stories

A może by tak azjatyckie klimaty rodem z filmów wuxia? Czemu by nie! Zwłaszcza, że z pomocą przychodzi kolejny planszówkowy klasyk! Ghost Stories to pozycja, która spokojnie umożliwia rozgrywkę w każdym składzie osobowym (od 1-4, lub do 5 z dodatkiem), a dzięki której wcielimy się w rolę dzielnych Taoistów, próbujących powstrzymać odrodzenie Wu-Fenga i jego armię potworów. Cudowny klimat Wschodu, adrenalina, gdy czasu coraz mniej i wrażenie, że naprawdę jesteśmy przytłoczeni siłami wroga. Minusy? Bardzo trudno wygrać – może być więc zbyt dołująca dla niektórych graczy, którzy nawet w trybie solo cenią sobie przede wszystkim smak zwycięstwa.

 Osadnicy Nowe Imperium

Czyli tak po swojskiemu „Settlersi” – dla tych, którzy pamiętają jeszcze poczciwe, komputerowe strategie. Kolejna karcianka Portalu, przeznaczona od 1 do 4 osób. Niektóre gry są po prostu w miarę porządnie wyważone, co sprawia, że możemy w nie spokojnie zagrać w trybie solo. Nie wszystkie mają jednak specjalnie ku temu przeznaczony tryb – jak w przypadku tego tytułu. Tym razem będziemy mieli okazje stanąć na czele jednej z czterech cywilizacji: Rzymian, Barbarzyńców, Egipcjan lub Japończyków. Reszta powinna być wam dobrze znana: zbieramy surowce, za które stawiamy kolejne budynki do naszego produkcyjnego łańcuszka dóbr wszelakich! A jak zrekrutujemy wreszcie żołnierzy, to nawet odwiedzimy kulturalnie sąsiadów (i tych wirtualnych graczy, i tych prawdziwych).