NBA 2k13 – recenzja

0
219
Rate this post

NBA 2k13 to kolejna już odsłona najlepszej gry koszykarskiej, jaka kiedykolwiek została stworzona. Wiem, że taki wstęp aż na kilometr śmierdzi tekstem sponsorowanym, ale jeśli spojrzymy zupełnie obiektywnie na to, w jaki sposób kształtowała się historia tego typu gier oraz ich konkurencyjność na przestrzeni ostatnich lat, to szybko dojdziemy do wniosku, że to jedyny sposób na opisanie produktu 2K Sports.

Najnowsza odsłona pozwala nam po raz kolejny wybrać ulubioną drużynę i prowadzić ją ku upragnionemu mistrzostwu (bądź kilku). Poziom audio-wizualny tej produkcji został utrzymany na mistrzowsko wysokim poziomie, zresztą nikt nie spodziewał się niczego innego. Zawodnicy są do siebie podobni (owszem, nie wszyscy, ale jest zdecydowanie lepiej niż w poprzednich latach), a ich sposób gry, tj. poruszania się na boisku, emocji, oddawania rzutów, został wiernie odwzorowany. Fanatycy koszykówki na pewno zauważą oryginalny rzut Shawna Mariona czy rytuały na linii rzutów osobistych, w tym zawodników z legendarnych już drużyn (Jeff Hornacek!). W przypadku teamów sprzed lat twórcy zdecydowali się na inny krok niż rok temu. Wszystkie drużyny są bowiem odblokowane na starcie, nie musimy rozgrywać znanych spotkań z poprzednich dekad by je odblokować. Chyba wolałem poprzednią formę, w której mistrzowscy Lakersi z Kobe’m i Shaq’iem byli swojego rodzaju nagrodą, za wygrane spotkanie, ale nie będę narzekał. Mam wrażenie, że owych drużyn jest również nieco więcej, w tym Golden State z sezonu 90/91 z szalonym Timem Hardawayem na „jedynce”.

 

Największej zmiany doczekał się system poruszania zawodnikiem i szczerze mówiąc trzeba się do niego nieco przyzwyczaić. W NBA 2k13 za wykonywanie wszelkiego rodzaju zwodów, crossów i innych rzeczy związanych z kozłowaniem piłki, odpowiada prawy stick (gram na kontrolerze z XBOX’a podpiętym do laptopa). Daje to o wiele więcej możliwości w ofensywie (zresztą w defensywie również), ale wymaga kilku meczów przestawienia się. Nic nie stoi na przeszkodzie by wrócić do starego sposobu kontrolowania zawodnika. Rozgrywka w tym roku wydaje się być nieco trudniejsza, oczywiście mam na myśli poziomy od „Allstar” wzwyż. Zagrywki powtarzane raz po raz zostają szybko rozpracowane, również gra w ataku komputerowego przeciwnika niekiedy zmusza do zastosowania skomplikowanej taktyki obronnej.

Do wyboru mamy kilka trybów gry, choć te niestety nieco różnią się w wersjach na PC i na XBOX 360 (o czym później). Można zagrać pojedynczy sezon, playoffy, association, czyli kilkanaście sezonów jednym klubem oraz dwa tryby, w których kieruje się poczynaniami wybranego zawodnika. Jeden to „Creating a Legend”, drugi „My Player”, przy czym w pierwszym wybieramy faktycznego zawodnika z ligi, w drugim tworzymy własnego. Każdy z trybów został zaopatrzony w kilka nowości, przykładowo w MyPlayer można teraz podglądać wpisy w sieciach społecznościowych, w których kibice oceniają nasze występy, buty konkretnej marki można zakładać dopiero po podpisaniu odpowiedniej umowy z nią itd. Dodaje to rozgrywce charakteru i sprawia, że poszczególne mecze wyglądają naprawdę przyjemnie, a cała kariera jest czymś w czym chce się uczestniczyć.

 

Nad warstwą graficzną nie ma się co rozwodzić, jest to bowiem nieco bardziej dopracowany silnik z poprzednich edycji i tak naprawdę to wszystko czego ten produkt potrzebuje. Jest poprawnie, ładnie, a w połączeniu z niezłą fizyką otrzymujemy coś co łatwo pomylić z faktycznym meczem NBA, jaki mamy okazję oglądać w telewizji. Nieco gorzej ma się warstwa audio, konkretniej soundtrack, choć to akurat moja subiektywna opinia. Trochę bałem się gdy zobaczyłem, że tak zwanym „executive producer” 2k13 został Jay-Z i moje obawy dzięki Bogu potwierdziły się jedynie w przypadku warstwy muzycznej. Kawałki, którymi raczy nas „Jigga” są ok, ale to tak naprawdę odgrzewane kotlety, bo też ile można słuchać „Amazing” K.Westa czy „Run this town” (chociaż to akurat fajnie napompowuje przed meczem). Owszem, do niektórych klasyków w stylu „World is yours” Nas’a ciężko się przyczepić bo to kamienie milowe w historii rapu, ale jednak chciałoby się czegoś więcej. Bardzo sympatycznym pomysłem było stworzenie swojego rodzaju muzycznego castingu w przypadku 2k12, z którego do oficjalnego soundtracku wybrano kilku nieznanych artystów, ale cóż…marketing to marketing.

Świetnie sprawuje się stałe połączenie z serwerami NBA, które daje możliwość nie tylko rozegrania spotkań z danego dnia, który widnieje na kalendarzu, ale również wprowadza aktualizacje w postaci nowego wyglądu aren czy transferów (tak było w przypadku przejścia J.Hardena do Rockets, już na drugi dzień w grze zmiana została wprowadzona). Ba, nawet zawodnicy, których modele nie znajdowały się w grze zostają dorobieni w zależności od ich faktycznego powrotu na boiska NBA (Rasheed Wallace). To naprawdę wielki plus dla 2k Sports bowiem nie musimy już więcej samodzielnie wprowadzać zmian, wszystko robione jest za nas.

 

Do olbrzymiej beczki miodu należy dodać (również niemałą) łyżkę dziegciu. Wiele mówi się o różnicach w wersjach na PC i na konsole, takie były też widziane w poprzednich odsłonach NBA 2k. W tym roku jednak mam wrażenie, że 2k Sports grubo przesadziło. W wersji pecetowej, którą miałem okazję testować, nie można rozegrać meczu gwiazd, również całego weekendu, w tym konkursu wsadów czy trójek. OK, ten ma się pojawić w dodatkowym DLC, co jest zrozumiałe – każdy chce zarobić. To czego nie jestem w stanie pojąć to obcięcie tej wersji o jeden tryb gry – My Team, dodatkowo w innym nie można wybrać największych gwiazd, w grze online uniemożliwiono nam rozegranie spotkania z konkretną osobą itd. Nie muszę chyba nadmieniać, że wszystkie te funkcje pojawiają się w wersji konsolowej? Odpowiedź na to, jaki był cel takiego działania pozostawiam Wam.

NBA 2k13 to nadal fenomenalna, bezkonkurencyjna symulacja koszykówki i dużo czasu jeszcze minie zanim jakakolwiek gra przebije ten, można już śmiało powiedzieć monopol. Na fali euforii i kompletnej zajawki koszykówką z czystym sumieniem dałbym tej grze mocne 9, nawet 9,5. Muszę jednak być obiektywny i za bardzo duże okrojenie wersji na PC, z przykrością odejmuję twórcom jeden punkt. Finalnie zostaje 8,5 co wcale nie oznacza, że gra jest słabsza od poprzedniczek.