Tak czy Nie #1: Dubbing w grach

0
98
Rate this post
Postanowiłem zapoczątkować na Holu nowy cykl publicystyczny, o nazwie roboczej „Tak czy nie”. Jak pewnie się domyślacie, będzie to coś na kształt debaty i zależy mi na Waszym aktywnym udziale. Z tego też powodu piszcie w komentarzach pod tekstem, jakie macie zdanie na konkretny temat – nie musicie się ze mną zgadzać, ba – nawet wskazane jest odmienne zdanie, pamiętajcie tylko, aby całość odbyła się bez zbędnego flejmu i hejtowania, szanujmy się nawzajem. Zaczynamy więc…Polski dubbing…rzecz przez jednych niemalże wymagana, przez innych zaś znienawidzona. Jak to faktycznie z tym jest? Czy rzeczywiście granie z dialogami nagranymi w naszym ojczystym języku sprawia, że rozgrywka jest prostsza, przyjemniejsza? Postanowiłem się temu przyjrzeć z mojej perspektywy – typowego, polskiego gracza. Na początek, dla rozluźnienia coś, co zainspirowało mnie do napisania tekstu na taki właśnie temat.Ciężko mi powiedzieć, kiedy rozpoczął się mój kontakt z polskim dubbingiem. Przypuszczam, że około roku 2000, przy okazji ogrywania jakiejś przygodówki point and click, zabijcie mnie, ale nie pamiętam dokładnie. Mając 10 lat, nawet nie zastanawiałem się nad tym, czym tak naprawdę jest dubbing – było dla mnie zupełnie naturalnym, że skoro gram w grę w Polsce, to też taki język w niej usłyszę. Lata mijały, a mój stosunek do dubbingu (a momentami – do polskich wersji językowych ogółem) znacznie się zmieniał. W międzyczasie ogrywałem kolejne produkcje – zarówno dubbingowane, jak i te z napisami, no i również w wersjach całkowicie anglojęzycznych. Jaki z tego wszystkiego nasunął mi się wniosek? Taki, że dubbing niekoniecznie ma pozytywny wpływ na odbiór gry, a wręcz przeciwnie – w niektórych przypadkach jest w stanie totalnie zepsuć dobrą produkcje. Dlaczego? To proste – podczas tłumaczenia bardzo łatwo zgubić sens zdań, zwłaszcza, jeśli aktorzy po prostu odczytują kwestie z kartki, bez wcześniejszego zapoznania się z grą. Ciężko jest również o oddanie odpowiednich emocji, kiedy nie widzi się mimiki bohaterów, nie zna się kierujących nimi pobudek i tym podobnych cech. Dubbingowanie gier, wbrew pozorom bardzo różni się od podkładania dubbingu pod filmy i kreskówki i to widać, właśnie po jakości polskich głosów w obu przypadkach. Większość filmów animowanych, które pojawiają się w Polsce ma świetnie zrealizowany dubbing, niejednokrotnie przebijający wersje oryginalne, a gry…cóż, nie zawsze brzmią tak dobrze.

Współczesnym problemem związanym z dubbingiem jest też korzystanie przez twórców gier z usług aktorów nie tylko w zakresie użyczenia głosu, ale też i twarzy, mimiki i ruchów ciała. Najlepszym przykładem jest zeszłoroczne Beyond: Dwie Dusze, w którym główne rolę grają Willem Defoe i Ellen Page. W polskiej wersji językowej próbowano ich zastąpić Robertem Więckiewiczem i Małgorzatą Sochą, no i efekt końcowy był…niezadowalający. Pomimo całego szacunku dla dorobku pana Więckiewicza, Willem Defoe to jednak zupełnie inna liga. Dla mnie istotne jest też coś innego – wychodzę z założenia, że nie po to developerzy wydają wagon pieniędzy na ściągnięcie do pracy nad grą wielkich nazwisk, aby zastępować ich polskimi substytutami. Zwłaszcza, gdy na ekranie widzę twarz wspomnianej Ellen Page, która mówi zupełnie obcym mi głosem. Coś tu jest nie tak, prawda?

Ogromną bolączką polskiego dubbingu jest też dobór aktorów. W naszym kraju mamy kilku naprawdę doskonałych aktorów dubbingowych – między innymi fenomenalnego pana Boberka, Grzegorza Pawlaka i Jacka Rozenka, których usłyszymy praktycznie w każdej grze. Niestety, można czasami odnieść wrażenie, że na tym koniec. Jeszcze gorszym działaniem jest dobieranie do polonizacji znanych osób (bo nawet niekoniecznie aktorów), tylko po to, aby zainteresować tym potencjalnych kupujących. Efekt niestety najczęściej bywa tragiczny.

Angażowanie do każdej produkcji tych samych aktorów ma też drugie dno – chociaż są świetni, to przestają robić takie wrażenie, gdy w kółko słyszymy te same głosy. Powiecie, że za granicą jest podobnie, a w każdej grze słyszymy Troya Bakera i Nolana Northa? Macie racje, ale przy całym szacunku dla polskiej sceny dubbingowej, to żaden z naszych dubbingowców nie ma się co równać z tą dwójką. Może Jarosław Boberek, ale jego głos, pomimo ogromnych umiejętności jest na tyle charakterystyczny, że łatwo go rozpoznać. Dla porównania – Troy Baker to między innymi Robin i Two-Face w Arkham City, Joker z Arkham Origins, Booker DeWitt z Bioshocka Infinite i Joel z The Last of Us. Jeśli graliście w te gry, to myślę, że doskonale zdajecie sobie sprawę z tego, jak diametralnie różnie w oryginale brzmią te postacie…

Żeby nie było, że tylko narzekam – zdarza się, że polski dubbing gier jest zrobiony na poziomie i nie odstrasza, ale są to moim zdaniem odosobnione przypadki. Pomijając produkcje starsze, takie jak Baldur’s Gate, to do głowy przychodzi mi chociażby całkiem niezły występ Karoliny Gorczycy w Tomb Raiderze. Wydawcy gier w Polsce nie powinni jednak zapominać o podstawowej rzeczy – gracze są zróżnicowani. Jedni wolą dubbing, inni napisy, a jeszcze inni – granie w oryginalną wersję językową. Polonizacja powinna być więc opcjonalna. Takie jest moje ostateczne zdanie i na tym kończę. A co Wy sądzicie na ten temat?