Red Dead Redemption (2010)
Jedna z najlepiej ocenianych gier w historii (średnia ocen w serwisie Metacritic to 95%), sukces finansowy i… brak wersji PC. „GTA na Dzikim Zachodzie” w momencie premiery zachwyciło branżę pięknymi lokacjami i wciągającą rozgrywką. Decyzja o braku wersji na komputery osobiste jest tym bardziej niezrozumiała, że dwa lata wcześniej na pecety trafiła czwarta odsłona serii Grand Theft Auto (i zarobiła miliony monet), która pod względem mechaniki była bardzo podobna do RDR. Obydwie gry oparte były zresztą o ten sam silnik graficzny RAGE. Warto wspomnieć, że mniej więcej w tym samym czasie jedyną liczącą się serią opowiadającą o Dzikim Zachodzie było polskie Call of Juarez. Kawałek tortu mógł być więc spory… Mógł, ale nie był. Dziś na wizytę Johna Marstona (głównego bohatera) na ekranach komputerów nie ma już co liczyć – pozostaje jedynie mieć nadzieję, że przy sequelu studio Rockstar pomyśli o pospolitych blaszakach.
Journey (2012)
Bardzo oryginalna i pomysłowa gra. Pozornie bezcelowa podróż zakapturzonego gracza po pustyni ewoluuje później w słodko-gorzką refleksję na temat ludzkości i jej losów. Specyficzny, baśniowy design sprawia, że atmosfera Journey jest wręcz oniryczna (niektórzy nazwali by ją narkotyczną). Celowe, zamierzone dłużyzny na wzór Odysei Kosmicznej zamiast nudzić skłaniają ku przemyśleniom (zazwyczaj… bo jednak czasem zdarza im się znudzić gracza). Na uwagę zasługuje też bardzo ograniczony system komunikacji z innymi graczami – o pozostałych użytkownikach wiemy tyle, że są, nie znamy ani ich nicków, ani nie możemy się z nimi komunikować inaczej niż przez muzykę (długo by tłumaczyć) i krzyk. Journey to przykład na to, że do stworzenia świetnej gry potrzebna jest wizja, a nie gigantyczny budżet i miliony wydane na marketing. Tylko dlaczego przeżyć tę wizję mogą tylko posiadacze konsol?
Seria Skate (2007-2010)
W obliczu trochę słabszej formy serii Tony Hawk’s Pro Skater atak postanowił przypuścić kanadyjski oddział koncernu Electronic Arts. Wyszło to nadzwyczaj dobrze. Skate zamiast skupiać się na przesadzonych kombosach czy trikach wykonywanych po skokach na 30 metrów postawił na realizm rozgrywki. W połączeniu z dopracowanym systemem odpowiedzialnym za fizykę świata dało to bardzo ciekawy efekt. Podobnie jak w konkurencyjnym cyklu, część skejterów to licencjonowane postacie reprezentujące popularnych sportowców, jak na przykład Danny Way. Kiedy w 2010 roku na rynek wchodziła trzecia część Skate, twórcy THPS kontynuowali serię strzałów w stopę (w tym wypadku lepiej będzie chyba stwierdzić, że uderzali się w stopę deskorolką), dopasowując mechanikę Tony Hawk’s RIDE i Shred do elektronicznej, plastikowej deski. Dziś ta „innowacja” jest zgodnie uznawana za pomysł skrajnie idiotyczny, który niemal zabił popularną serię. Skate zaś po trzeciej odsłonie „wiedział kiedy ze sceny zejść” i póki co seria udała się na zasłużony odpoczynek. Wielka szkoda, że ani jedna odsłona cyklu nie zagościła na pecetach.
The Last of Us (2013)
Trwająca kilka lat inwazja żywych trupów (z polskim akcentem w postaci Dead Island) straciła już impet. Szczytowym osiągnięciem jeśli chodzi o falę gier z zombie w roli głównej była zdecydowanie produkcja studia Naughty Dog, znanego głównie z serii Uncharted (która to, swoją drogą, również spokojnie mogłaby się w tym opracowaniu pojawić). The Last of Us to gra niemal doskonała. Ciężki, przytłaczający klimat, wszechobecne niebezpieczeństwo i perfekcyjnie wyreżyserowana przygoda (a raczej przetrwanie) Joela (głównego bohatera) sprawiają, że wokół tej produkcji nie sposób przejść obojętnie. Tytuł okazał się gigantycznym sukcesem, szkoda, że tylko dla posiadaczy Playstation 3 i 4.