Gry konsolowe, których nie ma na PC

0
230
Rate this post
Każda platforma do grania ma swoje konie pociągowe, czyli gry, które napędzają sprzedaż sprzętu. Często oznacza to sytuację, w której posiadacze innych konsol lub komputerów osobistych nie mają okazji zagrać w naprawdę świetne tytuły. Oto subiektywny wybór kilku gier (lub serii gier), które odnoszą sukcesy na konsolach, jednak nie dane nam było zobaczyć ich na pecetach.Seria Fight Night (2004 – 2011)Jeśli chodzi o gry traktujące o szermierce na pięści, podejść było już kilka. Niestety, wszystkie okazały się średnio udane. Pierwsza próba miała miejsce na przełomie wieków za sprawą KO Boxing, który nie spełnił jednak pokładanych w nim nadziei. Również o wydanym w 2005 roku Heavyweight Thunder nikt już nie pamięta (i słusznie). Podobny los spotka zapewne zeszłoroczny Real Boxing (recenzowaliśmy go jakiś czas temu [tutaj link]). Polska produkcja miała akurat chyba największą szansę na powodzenie, bo gra jest całkiem udana, ale dostosowana do smartfonów mechanika rozgrywki po konwersji na PC okazała się zbyt uboga by zawojować rynek komputerów osobistych. Tymczasem na konsolach od lat rządzi seria Fight Night i wciąż nie mogę zrozumieć braku chęci wydania tytułów z tego cyklu w wersji komputerowej. Intuicyjna, prosta do opanowania mechanika rozgrywki (zarazem wymagająca wielu godzin, by nauczyć się jej na wysokim poziomie), dobra grafika i licencjonowane postacie sprawiają, że każdy Fight Night to właściwie pewny sukces marketingowy. Jedyną przeszkodą może być sterowanie idealnie dostosowane do padów – ciężko byłoby dopasować je do kombinacji klawiatura + mysz, ale przecież kupno pada do PC nie stanowi wielkiego kosztu, a jak dowodzi przykład chociażby FIFY czy PESa i na klawiaturze da się grać.

Red Dead Redemption (2010)

Jedna z najlepiej ocenianych gier w historii (średnia ocen w serwisie Metacritic to 95%), sukces finansowy i… brak wersji PC. „GTA na Dzikim Zachodzie” w momencie premiery zachwyciło branżę pięknymi lokacjami i wciągającą rozgrywką. Decyzja o braku wersji na komputery osobiste jest tym bardziej niezrozumiała, że dwa lata wcześniej na pecety trafiła czwarta odsłona serii Grand Theft Auto (i zarobiła miliony monet), która pod względem mechaniki była bardzo podobna do RDR. Obydwie gry oparte były zresztą o ten sam silnik graficzny RAGE. Warto wspomnieć, że mniej więcej w tym samym czasie jedyną liczącą się serią opowiadającą o Dzikim Zachodzie było polskie Call of Juarez. Kawałek tortu mógł być więc spory… Mógł, ale nie był. Dziś na wizytę Johna Marstona (głównego bohatera) na ekranach komputerów nie ma już co liczyć – pozostaje jedynie mieć nadzieję, że przy sequelu studio Rockstar pomyśli o pospolitych blaszakach.

Journey (2012)

Bardzo oryginalna i pomysłowa gra. Pozornie bezcelowa podróż zakapturzonego gracza po pustyni ewoluuje później w słodko-gorzką refleksję na temat ludzkości i jej losów. Specyficzny, baśniowy design sprawia, że atmosfera Journey jest wręcz oniryczna (niektórzy nazwali by ją narkotyczną). Celowe, zamierzone dłużyzny na wzór Odysei Kosmicznej zamiast nudzić skłaniają ku przemyśleniom (zazwyczaj… bo jednak czasem zdarza im się znudzić gracza). Na uwagę zasługuje też bardzo ograniczony system komunikacji z innymi graczami – o pozostałych użytkownikach wiemy tyle, że są, nie znamy ani ich nicków, ani nie możemy się z nimi komunikować inaczej niż przez muzykę (długo by tłumaczyć) i krzyk. Journey to przykład na to, że do stworzenia świetnej gry potrzebna jest wizja, a nie gigantyczny budżet i miliony wydane na marketing. Tylko dlaczego przeżyć tę wizję mogą tylko posiadacze konsol?

Seria Skate (2007-2010)

W obliczu trochę słabszej formy serii Tony Hawk’s Pro Skater atak postanowił przypuścić kanadyjski oddział koncernu Electronic Arts. Wyszło to nadzwyczaj dobrze. Skate zamiast skupiać się na przesadzonych kombosach czy trikach wykonywanych po skokach na 30 metrów postawił na realizm rozgrywki. W połączeniu z dopracowanym systemem odpowiedzialnym za fizykę świata dało to bardzo ciekawy efekt. Podobnie jak w konkurencyjnym cyklu, część skejterów to licencjonowane postacie reprezentujące popularnych sportowców, jak na przykład Danny Way. Kiedy w 2010 roku na rynek wchodziła trzecia część Skate, twórcy THPS kontynuowali serię strzałów w stopę (w tym wypadku lepiej będzie chyba stwierdzić, że uderzali się w stopę deskorolką), dopasowując mechanikę Tony Hawk’s RIDE i Shred do elektronicznej, plastikowej deski. Dziś ta „innowacja” jest zgodnie uznawana za pomysł skrajnie idiotyczny, który niemal zabił popularną serię. Skate zaś po trzeciej odsłonie „wiedział kiedy ze sceny zejść” i póki co seria udała się na zasłużony odpoczynek. Wielka szkoda, że ani jedna odsłona cyklu nie zagościła na pecetach.

The Last of Us (2013)

Trwająca kilka lat inwazja żywych trupów (z polskim akcentem w postaci Dead Island) straciła już impet. Szczytowym osiągnięciem jeśli chodzi o falę gier z zombie w roli głównej była zdecydowanie produkcja studia Naughty Dog, znanego głównie z serii Uncharted (która to, swoją drogą, również spokojnie mogłaby się w tym opracowaniu pojawić). The Last of Us to gra niemal doskonała. Ciężki, przytłaczający klimat, wszechobecne niebezpieczeństwo i perfekcyjnie wyreżyserowana przygoda (a raczej przetrwanie) Joela (głównego bohatera) sprawiają, że wokół tej produkcji nie sposób przejść obojętnie. Tytuł okazał się gigantycznym sukcesem, szkoda, że tylko dla posiadaczy Playstation 3 i 4.