Relacja z Bałtyckiego Festiwalu Komiksu 2014

0
237
Rate this post

Za nami siódma edycja Bałtyckiego Festiwalu Komiksu. Po pozytywnych wrażeniach z zeszłego roku, nie mogłem odpuścić.
Tym razem zaliczyłem większość prelekcji i paneli, i muszę napisać, że wszystkie stały na co najmniej dobrym poziomie. No ale po kolei.

Piątek

Dzień mangowy – wszystkie spotkania poruszały temat komiksów rodem z Kraju Kwitnącej Wiśni. Na miejsce przybyłem w połowie panelu o serii Naruto, na której temat toczyła się już ożywiona dyskusja.
Jako że nie jestem jeszcze nawet debiutantem w tym gatunku, przez następnych kilka godzin chłonąłem tylko wiedzę.

Następna prelekcja podjęła temat różnych sztuk walki występujących w komiksie japońskim.
Wrócił temat Naruto, ale wymienionych zostało również kilka innych tytułów oraz omówiono które postacie jakich stylów i technik używają. Prowadzący wykazał spore obeznanie w temacie.

Panel dyskusyjny o polskich wydawcach mang obezwładniał ilością podawanych tytułów ukazujących się w naszym kraju. Utwierdził mnie też w przekonaniu, że póki co jestem chyba tylko targetem wydawnictwa Hanami. „Pluto” nadal cierpliwie czeka na półce.

Pierwszy dzień festiwalowy zakończyłem w połowie prelekcji o Visual Novel – gatunku gier, które bardziej przypominają interaktywną powieść, gdzie użytkownik ma wpływ na losy bohaterów i zakończenie. Mnogość ścieżek prowadzących do rozwiązania fabuły z reguły przewyższa ilość epilogów dostępnych w najbardziej zaawansowanych komputerowych RPGach. Jak dla mnie jest tam jednak zbyt mało faktycznej rozgrywki. Mówiąc kolokwialnie – nie moja bajka.

Sobota

Zacząłem od giełdy. Pierwsza rzuciła mi się w oczy książka Łukasza Kowalczuka o TM-Semic, o której zdążyłem już zapomnieć. Kupiłem natychmiast. Z „Monsterem” od Hanami byłem bardziej ostrożny, ale ostatecznie też trafiła w moje ręce. Pozycja o najsłynniejszym wydawcy komiksów w Polsce została już zaczęta i wrócę do niej jak tylko skończę obecną lekturę.

Gośćmi panelu wydawców był Arkadiusz Salamoński, zajmujący się składem komiksów i współpracujący z kilkoma wydawnictwami (m.in. Taurus, Elemental, Wydawnictwo Komiksowe, Egmont), Sylwia Waszewska z wydawnictwa Taiga oraz Radosław Bolałek z Hanami. Muszę niestety dać minus prowadzącym za brak przedstawienia uczestników. Nazwisko pana Arkadiusza usłyszeliśmy w trakcie, przedstawiciela Hanami kojarzę, a pani Sylwia pozostała anonimowa i jej nazwisko zgaduję z pomocą strony internetowej wydawnictwa.

Najciekawsze informacje przekazał chyba pan Salamoński – mówił na czym polega skład, dlaczego trudno pracuje się z mangą (odwrócony układ strony – od prawej do lewej), czy jak się przygotowuje i „rewitalizuje” stare tytuły, kiedy chce się je wydać współcześnie. Zdradził też kilka planów wydawniczych. Nie spamiętałem wszystkich (za rok chyba wezmę jednak jakiś notes), ale na pewno będę jeszcze jedne „Żywe trupy” od Taurusa, jakiś trade „Valeriana” (chyba też od nich) na Gwiazdkę i kilka tomów „Wież Bois-Maury”, ale z tego co widzę na gildii już wiszą zapowiedzi tychże. Jak bumerang wrócił oczywiście temat kondycji rynku. Diagnoza nie ulega zmianie – jest nieźle, ale mogłoby być sporo lepiej. Nie pomaga fakt, że ogólnie pojęta kultura w Polsce ciągle kuleje. Ci, którzy się interesują, zawsze będą w mniejszym lub większym stopniu aktywni, problem z przyciągnięciem przeciętnego Kowalskiego. No i oczywiście finanse oraz piractwo – tematy ze sobą powiązane i dość rozległe, dlatego nie będę pisał o nich teraz. Aczkolwiek w komentarzach można zaszaleć, chętnie podyskutuję.

Następna prelekcja traktowała o drugoplanowych bohaterach Marvela, którzy dorobili się własnych interesujących serii. Kajetan Kusina jest już trzecią osobą, która świadomie, bądź nieświadomie zachęca mnie do „Hawkeye’a” Fractiona i Aji (Aja?). Z pozostałych omawianych tytułów – „The Incredible Hercules”, „Nextwave: Agents of H.A.T.E.” i „Moon Knight”, najbardziej zainteresował mnie ten drugi. Może kiedyś. Mała uwaga do prelegenta – następnym razem mów trochę spokojniej i wolniej 🙂

„Komiksowi zapaśnicy” to głównie podróż w rejony tak złe, że aż dobre. Przykład:
Nie zabrakło kultowej „Tygrysiej maski” (pamiętam kreskówkę, dla nas dzieciaków to była miazga wtedy), Wojowniczych Żółwi Ninja, czy nawet ciekawie się zapowiadającego komiksu kobiecego („Whoa, Nellie!”).

Kolejnym punktem miało być spotkanie z Igorem Baranko, ale autor nie dotarł. Nie wiem jaka była przyczyna, bo musiałem wyjść i ominęło mnie ewentualne wytłumaczenie nieobecności. Trochę szkoda. Mi osobiście nie zrobiło to wielkiej różnicy, bo twórczości nie znam, ale biorąc pod uwagę również brak zapowiadanego Romana Surżenko, jest to organizacyjno-wizerunkowa wpadka. W zastępstwie można było wysłuchać panelu o nadchodzących ekranizacjach komiksów Marvela.

O 16 przyszła pora na największą gwiazdę dnia – Jakuba „Dema” Dębskiego.
Nieśmiało się przyznam, że nie znam twórczości komiksowej, ani nie byłem widzem kanału youtube. Kilka dni wcześniej obejrzałem na chybił trafił dwa klipy. Dlatego też poczułem się nieco surrealistycznie oraz byłem zwyczajnie zaskoczony, że w tak małej sali zmieściło się tyle ludzi. Pomieszczenie było solidnie napakowane. Na panelu pojawiła się masa młodzieży i zgaduję, że byli to w ogromnej większości właśnie widzowie, dlatego brawa należą się prowadzącemu Filipowi Bąkowi, który od początku bardzo duży nacisk położył na twórczość komiksową Dema, a działalność filmowa była drugim planem. Taki gość to bardzo duża promocja imprezy i samego medium – mam nadzieję, że fani po tym wywiadzie sięgną po papierowe dzieła Dębskiego. Ja na pewno to zrobię – Dem sprawił na mnie bardzo pozytywne wrażenie, abstrakcyjny humor też trafia w moje gusta. Kanał także zasubskrybowany.

Niedziela

Zaczęliśmy od Alana Moore’a i Granta Morrisona. Świetny materiał porównujący style i twórczość obydwu Brytyjczyków oraz przybliżający ich medialne wojenki i prowokacje.

Kolejne trzy prelekcje: „Prawa człowieka w komiksie” (doskonałe przykłady, że medium obrazkowe nadaje się i potrafi przedstawiać trudne i ważne tematy), „Futurologia Enkiego Bilala” i „Żywe Trupy Roberta Kirkmana” (kolejnych dwóch autorów, których chciałbym kiedyś nadrobić) to kontynuacja bardzo dobrego przygotowania i przedstawienia tematów. Zdecydowanie warto było być na każdym z tych paneli. Na ostatnią prezentację („Animacje Jana Švankmajera”) nie miałem już zwyczajnie siły. To było „tylko” siedzenie i słuchanie, ale okazało się, że taki weekend potrafi jednak zmęczyć.

Podsumowując – każdy prelegent zasługuje na słowa uznania. Błędy wytykałem wyłącznie w dobrej wierze – absolutnie nie znaczy to, że nie doceniam nakładu pracy. Doceniam i to bardzo, wszyscy odwalili kawał dobrej roboty. Pomimo braku Surżenko i Baranko, festiwal po raz drugi z rzędu zaliczam do udanych, czekam na przyszłe lato i jestem przekonany, że organizatorzy i uczestnicy znowu dadzą radę. Atmosfera była znakomita.

Kończąc, w imieniu swoim i kumpla, chciałem jeszcze raz gorąco podziękować Łukaszowi Kowalczukowi i Jakubowi Dębskiemu za autograf i rysunki 🙂