Gauge – recenzja

0
255
Rate this post

Wyobraźcie sobie grę z fotorealistyczną grafiką, muzyką nagraną przez znaną na całym świecie orkiestrę i skomplikowaną mechaniką rozgrywki, która wykorzystuje niemal całą klawiaturę lub wszystkie przyciski na padzie. Macie już ten obraz przed oczami? No to teraz kolejne zadanie – wyobraźcie sobie totalne przeciwieństwo tego, o czym właśnie wspomniałem. Zrobione? Jeśli tak, to bardzo możliwe, że to co ujrzeliście wygląda właśnie tak, jak recenzowana przeze mnie gra. Recenzja będzie krótka, bo są tytuły, o których po prostu nie da się pisać długo.Gauge jest produkcją niezależną (indie do bólu – za jej stworzenie odpowiada jedna osoba,  Etienne Perin) i widać to zarówno po tym jak gra wygląda, co oferuje i ile kosztuje. W opisie gry na Steamie możemy przeczytać, że jest to „eksperymentalna i minimalistyczna gra sportowa”…cóż sportu w tym nie wiele, za to eksperymentalność i minimalizm to inna bajka. Gdyby te cechy miały jakąś fizyczną manifestacje, to podczas zabawy powinny wylewać się z mojego laptopa wszystkimi możliwymi otworami…

No ale ok, dość złośliwości i kwiecistych metafor. Jak wygląda gameplay w Gauge? Jesteśmy..albo może nie. Kierujemy…nie – to też nie pasuje.  Na środku ekranu znajdują się dwa paski, jeden z nich kontrolujemy poprzez rytmiczne wciskanie spacji, a naszym zadaniem jest takie nim manewrowanie, aby utrzymywać ją pomiędzy środkiem i zewnętrzną częścią jednego z pasków. Jeśli dotkniemy któregoś z zakazanych miejsc – tracimy życie, w innym wypadku otrzymujemy punkty za każdą sekundę spędzoną w grze. Jakby tego było mało, czasami trafiają się nam power-upy, takie jak kolejny pasek w pasku (prawdziwa incepcja!), przez co zdobywam więcej punktów, ale gra robi się sporo trudniejsza. W grze są tablice wyników i 3 tryby gry, które są jednak prawie takie same, więc głównym zadaniem jest mimo wszystko nieustanne poprawianie swoich wyników. Pomysł jest totalnie głupi na papierze, ale w praktyce to naprawdę potrafi wciągnąć – podobna sytuacja jak np. z Super Hexagon. Obie gry mają zresztą jeszcze inną, wspólną cechę – wywodzą się z urządzeń mobilnych i interfejsów dotykowych i mimo wszystko, tam sprawdzały się znacznie lepiej.

Grafika i muzyka jest. Po prostu – tyle, tutaj nie ma się co rozpisywać. Wizualnie wygląda to jak wizje osób po dużej ilości LSD, a dźwięki jakieś tam są, ale po kilku minutach zaczęła mnie boleć od nich głowa. W grze takiej jak Gauge, ocenianie warstwy audio/video jest jednak trochę bez sensu – ten tytuł miał tak wyglądać, taka była wizja autora, a więc ciężko się czegokolwiek przyczepić. Zdaję sobie sprawę również z tego, że niektórym oprawa Gauge może przypaść do gustu, bo jest po prostu schludna i przemyślana, pomimo natłoku kolorów i skrajnego minimalizmu.

Gauge zdecydowanie jest grą-eksperymentem, wykonaną w sposób bardzo minimalistyczny. Mimo tego, tytuł jest całkiem grywalny i jeśli przetrwacie zmagania z grafiką i dźwiękami (i nie cierpicie na epilepsję, bo  wydaje mi się, że natłok migających barw w tej grze mógłby wywołać atak), to możecie naprawdę się w nią wciągnąć. Niestety, widać, że jest to produkcja stworzona z myślą o telefonach komórkowych i tabletach – na PC łatwo o lepsze gry niezależne, a i nieustanne uderzanie w spacje jest nie tylko męczące i irytujące dla domowników (potwierdzone!), ale też i ma negatywny wpływ na klawiaturę przy dłuższych posiedzeniach. Werdykt? Nie polecam, ani też nie odradzam. Cena jest na tyle niska (2,99 Euro na Steamie), że każdy, kogo ten tytuł zaintrygował może się z nim zapoznać.