15 technologicznych smaczków, których już nie uświadczysz

0
109
Rate this post

Gimby nie znajo – jedno z najchętniej używanych przez internetową inteligencję stwierdzeń. Gimby gimbami, dobrej prasy sobie nie robią, ale niczym nowym nie jest przecież fakt, że kiedyś trawa była zieleńsza. Czy aby na pewno? Poniżej kilka sytuacji, które zna każdy, kto po trudach i znojach dnia codziennego na przydomowych piaskownicach i boiskach późnym popołudniem siadał do komputera.

MUDy! Na prawdziwe gry RPG nie każdy mógł sobie kiedyś pozwolić – co prawda brzmi to śmiesznie kiedy mówimy o okresie, gdy piractwo było czymś zupełnie naturalnym, niemniej tekstowe gry fabularne, jak nieśmiertelna Arkadia, potrafiły wyrwać z życiorysu o wiele więcej minut, godzin i dni niż taki Skyrim…

Przepisywanie gier – tak, kiedyś nie wystarczyło włożyć jednej płyty do napędu a drugiej do nagrywarki i odpalić w Nero opcji ‘kopiuj’. Kiedyś gry się… przepisywało! Tak, stosowne instrukcje były nawet w czasopismach komputerowych, takich jak chociażby Bajtek, który swój długi żywot zakończył ostatecznie w roku 1996. Po przepisaniu grę trzeba było jeszcze nagrać – każdy zna ten ból, kiedy okazywało się, że coś nie działa i kilka tysięcy linijek kodu trzeba było przejrzeć na nowo, żeby znaleźć błąd.

A później? Później wystarczyło mocno ściskać kciuki, by nagrana na kasecie magnetofonowej gra zadziałała…

Power GG! Tak! Każdy chyba zna słynne GG – kiedyś jeden z najpopularniejszych programów do komunikacji. Ileż emocji wzbudzało kiedyś przesiadywanie na GG w trybie niewidocznym dla innych! Rozwiązanie było bardzo proste – wystarczyło zainstalować zmodyfikowaną wersję programu, która pozwalała podejrzeć, który z użytkowników się ukrywa. Nikogo przy tym nie obchodziło, że dane kontaktowe i rozmowy przeprowadzane są w programie, który pojawił się z nieznanego źródła. Zachowując skalę, wyobraźcie sobie, że nagle ktoś Wam pokazuje nieoficjalnego Facebooka, w którym możemy swobodnie spoglądać, kto oglądał nasz profil, jakie zdjęcia powiększył, mając jednocześnie świadomość, że za tym wszystkim stoi ktoś, kogo nikt nie kontroluje…

Nauka języków obcych z kanałów telewizyjnych i zagranicznych gier. Poziom nauczania języków obcych, również na uczelniach wyższych, jest wciąż zatrważająco słaby. Jednak pokolenie, które wychowało się na niepolonizowanych grach podstawy angielskiego poznało niejako przy okazji – spróbujcie bowiem, mając 12 lat i nie znając języka przejść Diablo 2. Wielokrotnie taka przygoda trwała miesiącami, jednak po niej znało się wiele słówek, których nie uczyli w szkołach.

Podobnie sprawa się miała z zagranicznymi kanałami – niektóre osoby znikąd tak naprawdę uczyły się akcentu, jedynie poprzez fakt oglądania Toma i Jerry’ego na angielskim Cartoon Network lub powtórek NBA na niemieckim DSF.

Prawdziwe spiny w świecie gier. Dzisiaj wystarczy odpalić konsolę i wejść w opcję multi by cieszyć się grą z ludźmi z całego świata. Kiedyś gra przez sieć oznaczała potyczki z sąsiadami z tego samego osiedla, więc każdy znał każdego. Czasami po wyjątkowo zaciętej rozgrywce strach było wychylić nos z klatki schodowej…

Innym rodzajem graczy byli tak zwani strażnicy klimatu. Kim byli? Otóż ich jedyną misją było dbanie, by w świecie gry wszyscy zachowywali ściśle określony protokół – nazwy postaci miały nawiązywać do czasów, w których gra się toczyła, należało się również posługiwać odpowiednim językiem. Niestety też tacy użytkownicy posiadali uprawnienia pozwalające na wyrzucenie z serwera niepoprawnych graczy, czy nawet ich zbanowania, z czego korzystali nader śmiało.

Easy PC – pod koniec ubiegłego wieku wiedza nt. komputerów nie była powszechna. Pierwsze doświadczenia zdobywało się empirycznie, metodą prób i błędów. Było to też olbrzymie pole do popisu dla prasy poradnikowej, a sztandarowym przykładem niech będzie Easy PC. Z ręką na sercu, czy ktoś kiedyś skorzystał z porad tam zawartych? Nie sądzę, mimo że większość miała kilka wypełnionych kolejnymi stronami segregatorów.

Stare myszki i klawiatury poukrywane po szafach. Nie wiem jak u Was, ale u mnie jedną z najpopularniejszych kar za słabe oceny był okresowy ban na komputer. Żeby jednak zakaz wyegzekwować, z biurka najczęściej znikała mysz i klawiatura, trzymana następnie pod kluczem. Nic to! Pod ręką zawsze był jakiś stary, zapasowy zestaw który kombinowało się po kumplach – idealny do takich awaryjnych sytuacji. Trzeba było tylko uważać, żeby w porę zwinąć majdan i udawać znudzonego. Swoją drogą: czy ktoś pamięta jeszcze takie wtyczki?

Myszki z kulką. Skoro już przy myszkach jesteśmy, nie można nie wspomnieć o klasyku w tej dziedzinie – myszce z kulką! Bez zbędnych słów, po prostu popatrzmy…